Wygrzebywanie się spod stosu konkursowych propozycji zajęło mi nieco czasu, stąd opóźnienie, jeśli chodzi o wyniki. Po prostu werdykt musiał być przemyślany jak 150, a jako że dyskusje w redakcji były burzliwe dojście do konsensusu zabrało chwilę.
Propozycje w sumie mnie zaskoczyły, bo dość odbiegały od tego czego się spodziewałem – czyli pokręconych elektronicznych historii. Więcej było hip-hopu i bardziej piosenkowych typów. Przy okazji dziękuję za wszystkie maile.
Nie przedłużając chciałbym zakomunikować, że the winner is: koleżanka legitymująca się mailem annis16@……. Gratulacje!!
Ania (jak mniemam) w nagrodę otrzymuje ekskluzywny i prestiżowy zestaw płyt:
– Hawrań “The best” vol. 1
– Hawrań “The best” vol. 2
– Timbaland “Timbaland presents Schock Value”
Ani zestaw to:
Hozier – Someone New
Lykke Li – No Rest For The Wicked
i Kleszcz & Dino – Szukaj mnie.
Ostatni typ w sumie mi się nie podoba, a na dodatek ma upiorny klip, więc go nie wklejam :-)
Moje serwery ledwo wyrabiają od zmasowanego ataku KONKURSOWYCH propozycji, jakie spływają do mnie z całego świata, ale na razie sytuacja jest pod kontrolą. Dzięki za dotychczasowe maile.
Przed chwilą jakiś czarny demon chciał nam zjeść słońce, ale bóg światła jakoś się obronił. Z tej okazji pewna formacja muzyczna nagrała nawet utwór:
Einstürzende Neubauten – Total Eclipse Of The Sun
Co nie zmienia faktu, że jest piąteczek i należy posłuchać czegoś żywszego.
Wiem, jestem żenujący. Miał być konkurs w sobotę, ale jak na razie był tylko w mojej głowie. Dziś jednak już nie ma odwrotu. Zatem start. W tej edycji nie ma żebrania o lajki, zasady są nieco inne.
ZASADY
Aby wziąć udział w konkursie trzeba wysłać na adres contact@nirguna.pl propozycje trzech superfajnych kawałków, które według Was powinny znaleźć się na stronie.
Maila z propozycjami należy przesłać do soboty 21 marca br..
Wyniki zostaną ogłoszone w niedzielę 22 marca.
Spośród nadesłanych propozycji autorytarnie wybiorę najciekawszy zestaw, którego autor otrzyma wypasioną nagrodę.
Wypasioną nagrodą w konkursie jest zestaw 3 unikalnych płyt CD:
– Hawrań “The best” vol. 1
– Hawrań “The best” vol. 2
– Timbaland “Timbaland presents Schock Value”
Z pewnością za 35 lat te wydawnictwa będą warte milion ojro.
Liczę na frekwencję większą niż w wyborach samorządowych!
Tymczasem na wiosenne już wieczory nieco porządnej elektroniki.
Moja starsza siostra zna się na wielu rzeczach, a na niektórych zna się dużo lepiej ode mnie. I tak to chyba już musi być, że starsze rodzeństwo zna się na pewnych rzeczach znacznie lepiej od nas. Trzeba zaakceptować ten fakt i cieszyć się tym, że na innych lepiej znamy się my.
Całkowicie najlepiej moja siostra zna się na roślinach, o których ja nie mam większego pojęcia. Rozróżniam co prawda dąb od modrzewia, tulipana od dalii i paproć od jałowca, ale moja wiedza w tym temacie nie jest duża. Szczerze mówiąc, ja tej wiedzy do obcowania z naturą nie potrzebuję. Kiedy jestem w lesie, w górach, czy na łące, chłonę całość jako chwilę, wrażenie i nie muszę wiedzieć, co jest czym. Chciałbym, ale nie muszę. Wolę skupiać się na odczuwaniu tego, co doświadczam, niż nazywaniu tego w umyśle. Między innymi dlatego od jakiegoś czasu prawie w ogóle nie robię zdjęć, kiedy jestem gdzieś wśród zieleni. Wolę na nią po prostu patrzeć. Co prawda czasem przeglądam sobie przewodnik po ptakach i próbuję je rozpoznawać, ale nigdy mi to w głowie na dłużej nie pozostaje i jakoś akceptuję ten fakt.
Natomiast, kiedy pójdzie się z moją siostrą do ogrodu, parku, czy nie daj Boże do lasu, ona będzie w stanie nazwać wszystkie drzewa, krzewy i trawy w zasięgu wzroku okraszając to opowieściami o tym, że jedną roślinę do Polski sprowadziła królowa Bona, inną Krzyżacy, a jeszcze inną zamotany pelikan, który w XIX wieku pomylił kraje szukając w życiu miejsca dla siebie. Swego czasu odgrażała się nawet, że założy na ten temat porządnego ogrodniczo-przyrodniczego bloga, ale jak na razie goni mnie tylko za literówki na Nirgunie. Continue reading Był sobie las→
Byłem ostatnio na Suwalszczyźnie. Generalnie staram się bywać tam jak najczęściej, bo to miejsce magiczne i wyjątkowe. Pisał o tym nie będę – kto chce się przekonać, musi się tam wybrać, a jeśli się komuś Suwalszczyzna nie spodoba, to oznacza, że konserwanty z zupek Knorra i antybiotyki z kurczaków wypaliły mu serce i wrażliwość. Pojechałem tam z moimi starymi kumplami, którzy mają mały domek w sercu Puszczy Augustowskiej (nie są gejami, są braćmi). Znamy się z czasów zamierzchłych i niesiemy razem wspólnotę doświadczeń, jaką dzielę kumple, którzy przeżyli wiele licealnych i policealnych imprez i którzy ukochali Suwalszczyznę bardziej niż wszystkie piękne kobiety, które spotkali w życiu. Rozumiecie o co chodzi? Spacerowaliśmy zatem po lesie, chodziliśmy po zamarzniętych jeziorach (bo na Suwalszczyźnie zimą wciąż jest mróz), gadaliśmy z autochtonami, pociliśmy się w saunie, kąpaliśmy w przeręblu i prowadziliśmy bezsensowne męskie rozmowy przy alkoholu. Było zimno, było biało, było zajebiście.
Marcin i Maciek musieli odwiedzić w pewnych celach swojego sąsiada – wielkiego Sławka ze stalowymi dłońmi drwala, które mogłyby zawstydzić samego Pudziana, z którym trenowałem swego czasu na siłowni w Grodzisku Mazowieckim. Przyznam szczerze, że obecność Pudziana wyciskającego seriami 230 kg nie była motywująca. Sławek opowiadał o wielu dziwnych sprawach, w tym o swoich podwodnych połowach szczupaków, prowadzonych za pomocą kuszy, co nie jest najbardziej legalną metodą połowy ryb w naszym kraju. Ile w tych fantastycznych opowieściach o 25 kilogramowych szczupakach wyciąganych na brzeg jest prawdy, tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale biorąc pod uwagę wyraz twarzy Sławka, jego fizjonomię, sposób mówienia i historię jego rodziny (szczególnie brata Wieśka), niewykluczone, że te zdarzenia faktycznie miały miejsce.
Te podwodne opowieści rozbudziły we mnie pewną zaszytą głęboko tęsknotę odkrywania wodnych głębin. Jakkolwiek moim żywiołem jest powietrze i najwięcej radości sprawia mi obcowanie z przestrzenią, to tajemnica kryjąca się pod taflą wody też intensywnie działa mi na wyobraźnię. Co jest tego przyczyną? Nie wiem. Może ukryty gdzieś głęboko w genach lub zbiorowej podświadomości ślad tego, że kiedyś harcowaliśmy po morzach jako malutkie żyjątka zagubione w w wielkiej wodzie? A może oceaniczne wspomnienie pobytu w matczynym brzuchu, w którym nigdy nam niczego nie brakowało i który z tak wielkim krzykiem i lękiem opuszczaliśmy witając się z naszym światem? Może tę zagadkę kiedyś odkryję, ale w międzyczasie podzielę się kilkoma ciekawymi muzycznymi skojarzeniami, które pojawiły się w mojej głowie po wysłuchaniu niesłychanych, podwodnych epopei Sławka.
Tu warto zwrócić uwagę na video: Deaftones – Sextape
Wczoraj przeczytałem, że samobójstwa w Polsce są 7 najczęstszą przyczyną śmierci. W zeszłym roku codziennie 16 osób decydowało się przejść na drugą stronę lustra. Nie jest to optymistyczna informacja na koniec tygodnia. Jest to informacja bardzo zła. 16 osób to naprawdę cholernie dużo, więcej niż ginie codziennie w wypadkach samochodowych, których temat ciągle jest wałkowany. Według policji w 2013 roku najtrudniejszą z decyzji podjęło 6101 osób (według Ministerstwa zdrowia 8579 – swoją drogą ogromna i niezrozumiała rozbieżność).
Sprawdziłem ile przypadków samobójstw było w roku 1991 (wg. policji) – otóż w arcytrudnym, niepewnym i nerwowym okresie początku transformacji było ich… 4159. Dociekania, gdzie leżą przyczyny tej różnicy pozostawiam nam wszystkim, beneficjentom 25 lat wolności III RP.
Zacząłem poważnie, ale wolałbym żebyśmy, mimo wszystko, bardziej optymistycznie zaczęli ten weekend i docenili to, co mamy. Czasem świadomość, jak trudno mają inni pozwala łatwiej znieść nasze złe chwile. Dlatego weekendstarter jest taki sam jak zawsze, czyli pozytywny. Zatem bawcie się dziś dobrze, a jutro idźcie na spacer w jakieś ciche, zielone miejsce i nie włączajcie telewizora. W Warszawie słońce daje tak mocno po oczach, że trudno je zignorować. A powyższe dane potraktujmy jako memento, że nie można dać się wciągnąć w coś, co nie jest dla nas dobre. Continue reading Weekendstarter gorzko-słodki→
Często zastanawiam się, czy takie doraźne pisanie wpisów ma sens – w ostatni dzień lata “Last Day of Summer” The Cure, w Boże narodzenie “Belive” Gus Gus, jesienią “Autumn Leaves” Coldcut itd. Trochę to łatwizna, ale koniec końców fajna gra skojarzeń, więc nie będę się krygował.
Właśnie płonie Most Łazienkowski w Warszawie, więc powinienem wrzucić “Smoke on the Water”, albo “Dym” Bolca, ale się powstrzymam, bo to zbyt oczywiste. Dziś mamy jednak walentynki. Święto, jak wiemy, zachodnie, a do takowych raczej nie mam słabości. Jestem w tej kwestii konserwatystą pierwszej wody więc 1 listopada, nie chodzę na imprezy helloweenowe, nie daję dzieciom żadnych cukierków, tylko każę karzę (piłeś, nie pisz) im czytać Mickiewicza i odprawiać dziady. Wolę zdecydowanie naszą słowiańską, pogańską tradycję niż te cholerne zachodnie naleciałości. Walentynki jednak toleruję, bo okazywanie sobie pozytywnych uczuć zawsze jest dobre i jeśli pojawia się ku temu pretekst, to warto go wykorzystać bez względu na jego proweniencję. Byle by nie być przez to całe przedsięwzięcie zbytnio sterroryzowanym.
Korzystając zatem z dzisiejszej okazji (choć już blisko 24.00) wrzucam 10 ładnych kawałków, co o uczuciach ładnie grają.
Florence And The Machine – You Got The Love (The XX remix)
Już luty a ja wciąż realizuję noworoczne postanowienie, według którego mam wyczyścić swoje przepastne zakładki i wreszcie zacząć wrzucać bardziej aktualną muzykę. Jestem zwycięzcą. Czuję się również moralnym zwycięzcą Konkursu na Blog Roku, w którym nie biorę udziału, bo nie wiedziałem, że coś takiego się teraz wyprawia.
Dziś mam dobry humor. Odwiedziła mnie kumpela, która zaczęła narzekać na lecącą właśnie w tle playlistę z całkiem miłym downtempo. Przy kawałku Air stwierdziła, że tego nie da się słuchać i powiedziała, że puści coś lepszego – po czym z głośników zaczęła płynąć składanka hitów Andrei Boccellego. Taka sytuacja.
Tak sobie myślę, że ta składanka byłaby idealną muzyką tła na wypełnionym emerytami statku wycieczkowym Achille Lauro, wypływającym słonecznego 5 października 1985 roku z Genui na spokojny rejs po Morzu Śródziemnym… Continue reading Soundtrack do rejsu Achille Lauro czyli downtempo vs. Andrea Bocelli→
Agenci, agenci wpływu, szpiedzy, infiltracja, dezinformacja, dywersja – sporo słyszy się o wpływie różnych służb specjalnych na nasze życie. Jeśli ktoś oglądał ostatni film Patryka Vegi na ten temat, to liznął też nieco naszej polskiej wersji tego podwórka. Wywiad może być bardzo skutecznym narzędziem, ponieważ przy odpowiednio prowadzonej pracy, potrafi przynieść bardzo duże korzyści przy relatywnie niskich nakładach, dlatego mądre rządy i duże firmy inwestują w odpowiednio zarządzane służby wywiadowcze.
Redakcja Nirguny zdaje sobie sprawę z przedstawionej powyżej prawdy i również posiada swój wywiad, a ściślej mówiąc, posiada jednego, głęboko zakamuflowanego agenta działającego na terenie wroga. Nadaliśmy mu ściśle tajny i nikomu nieznany kryptonim “J23”. Naszemu agentowi pozwalamy na sporą autonomię działania, jednak od czasu do czasu spotykamy się w krajach Ameryki Łacińskiej oraz Azji Południowo-wschodniej w celu wymiany informacji. J23 przekazuje mi bowiem bezcenne wiadomości o najciekawszych nowościach muzycznych, jakie pojawiają się na rynku krajów wysoko rozwiniętych. Zdajecie sobie sprawę, że w morzu nowych produkcji rozeznanie co do wartościowych nowości jest sprawą najwyższej wagi. Ostatnio nie byłem w stanie spotykać się ze źródłem osobiście, więc wymienialiśmy meldunki ściśle tajną i gwarantującą pełną prywatność technologią “Fejsbuk”. Niestety, przez dłuższy czas moje kontakty z agentem uległy zawieszeniu i bałem się, że został on zdekonspirowany przez drugą stronę. Na szczęście, bardzo niedawno otrzymałem kolejny szyfrowany przez Marka Cukierberga meldunek, zawierający link do najnowszej germańskiej broni elektronicznego rażenia, produkowanej głęboko pod ziemią przez inżynierów z Heimatu, na nowo budującego swoją potęgę, która znów podejmie próbę ostatecznego rozwiązanie kwestii muzyki indie.
Jako że znacie ściśle tajne hasło “www.nirguna.pl”, w pełnej dyskrecji przekazuję Wam przesłany przez J23 link. Tożsamości mojego źródła jednak nie zdradzę, bo, w przeciwieństwie do polskich służb specjalnych, tego nie robię.
Efdemin – Parallaxis (Traumprinz’s Over 2 The End Version)
Dziś piąteczek, więc pora na coś żywszego i pobudzającego. Będzie też więcej niż jeden kawałek. Muszę przewietrzyć swoje zakładki, bo mam tyle staroci w odwodzie, że nie mam przesadnie dużego ciśnienia do wyszukiwania nowości, co by je Wam pokazywać.
Ja dziś nie potańczę bo kulawy jestem jak przysłowiowy pies, ale może wam się do czegoś te kawałki nadadzą. Jakby nie było, karnawał mamy. Zatem poniżej 10 powodów do ruszenia tyłka i pohuśtania biodrami.