Zawsze miałem problem z Jamesem Blake‘iem. Nie da się ukryć, że chłopak ma talent i własny styl, o który naprawdę dziś niełatwo, ale te jego pojękiwania nie pozwalały mi za często wracać do jego płyt. Okazuje się jednak, że jego ostatni album (The Colour In Anything) jest naprawdę całkiem niezły. James wciąż zawodzi, ale robi to naprawdę ze smakiem. Znajduje fajne brzmienia i potrafi utrzymać klimat. Płyta może trochę za długa, ale warto się zainteresować.
A ten kawałek jest naprawdę fajny – James Blake – Radio Silence
Ten kawałek Gus Gus był już tu kiedyś, ale jest tak ładny i tak bardzo pasuje w ten świąteczny czas, że nie zawaham się go użyć jeszcze raz.
A przy okazji, w tych naszych dziwnych czasach, życzę Wam życia nie pozbawionego wartości – życia zupełnie niepostmodernistycznego.
Jak człowiek jest dzieckiem, to w pierwszy dzień wiosny idzie na wagary. Do kina, na wino z kolegami, albo, jak to niegdyś bywało, poganiać się z łysymi po Agrykoli.
Jak człowiek dorośnie, na wagary idzie do pracy.
Po nieco górnolotnych ostatnich dwóch wpisach czas chyba zejść nieco na ziemię i wrócić bardziej do siebie. W ciało. Bo nic tak nie potrafi nas zakotwiczyć w rzeczywistym tu i teraz jak nasza, jakże donośna i uporczywa, cielesność. Ma ona swoje gorsze i lepsze strony, ale zajmijmy się dziś tymi ostatnimi, bo pierwsze i tak zawsze znajdą czas i sposób by upomnieć się o siebie.
Zatem, na dobranoc odrobina nieprzyzwoitości zamkniętej w dźwiękach i obrazach.
W sumie to jestem zachowawczą konserwą i staram się nie łykać jak pelikan nowych “tradycji”, które przywiewają do nas zachodnie wiatry. Jeśli chodzi o walentynki, to mamy wystarczająco malowniczą tradycję Nocy Kupały, żeby celebrować nasze afekty.
Ale skoro już jest okazja, to pozwolę sobie ją wykorzystać i coś w dzisiejszym kontekście zaproponować.
Właśnie przeczytałem bardzo ciekawą rzecz. W czasach swojej świetności kartel z Medelin pod wodzą Pablo Escobara, wydawał $2500 (!) miesięcznie na gumki recepturki, które służyły im do robienia plików banknotów. Co równie ciekawe, w swojej księgowości ta wesoła ferajna zakładała roczne straty w przechowywanej gotówce rzędu 10%, ponieważ tyle zjadały im szczury, robaki i niszczyła woda.
Powiem szczerze, że nigdy bym nie wpadł na to, że można mieć tyle pieniędzy.
Pablo Escobar wyglądał tak:Normalnie do rany przyłóż facet.
Wątpię, czy panowie z Medelin słuchaliby takich dźwięków podszytych bitem, ale ja jak najbardziej:
Od 10 dni jakiś – pardon – ch** z Dusseldorfu (przynajmniej tak wskazuje jego adres IP) próbuje włamać mi się na serwer. Atak jest dość prosty, bo polega na próbie złamania hasła metodą prób i błędów. Naturalnie nasz niemiecki haker nie robi tego sam, tylko w jego imieniu specjalny skrypt, który wiele razy na sekundę próbuje kolejnych konfiguracji liter, cyfr i znaków, żeby otworzyć cyfrową kłódkę. Hasła raczej nie złamie, bo mam bardzo silne, 128 bitowe i w ogóle enigma prawie. Nasz – dajmy na to – Hans liczy zapewne na wiele numerów kart kredytowych, dane rachunków bankowych z milionami Euro lub czyha na pikantne fotografie członków redakcji, co jestem akurat w stanie zrozumieć, bo, jak wszyscy wiedzą, redakcja Nirguny jest niezwykle atrakcyjna. Nic biedak tam by jednak nie znalazł poza tym, co można zobaczyć zwyczajnie na stronie.
Problem polega na tym, że jego heroiczne próby generują transfer na serwerze, który to transfer kosztuje, więc jeśli zobaczycie za kilka dni białą stronę z czarnym napisem informującym, że wykorzystany został “bandwich”, to nie jest to moja wina tylko jego. Na razie próby zneutralizowania fagasa nie są skuteczne.
Wiemy już, jak zachowuje się Wuj z Dusseldorfu, rzućmy więc okiem na Wenus z Willendorfu:
A teraz posłuchajmy czegoś, co nie ma nic wspólnego z hakowaniem, Angeliną i prehistorią.
Coś do porannej kawy albo herbaty, jeśli ktoś popija:
Long Arm – Perfect Morning
Z zeszłorocznych rzeczy warto dodać jeszcze jedno cudeńko. Właśnie cudeńko a nie “hit” czy “mega kawałek”, bo to pięknie wydziergana, klimatyczna i delikatna elektronika, której do głowy może przyjść wiele, ale na pewno nie to, żeby być przebojowym.
Polecam, podobnie jak album “Eleania”, z którego pochodzi. #Kawałkiktórychmogliścieniesłyszećw2015apowinniście.