Tag Archives: Massive Attack

Człowiek z lasu

Jestem człowiekiem z lasu. Żyję co prawda w mieście, w mieście które bardzo lubię, ale  wielka aglomeracja, to nie jest moje naturalne środowisko.

Po raz kolejny przetarłem sobie spodnie na tyłku. Ciągle przecieram sobie spodnie na tyłku. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że mam mało spodni. Lubię mieć mało rzeczy, zatem i mało spodni, więc zazwyczaj mam tylko trzy pary, które ciągle noszę na zmianę i ciągle piorę, co sprawia, że bardzo szybko zużywają się te efekty pracy 10-letnich bangladeskich dzieci kupowane w Reserved albo innym H&M. Mój brat ma inną teorię na temat moich notorycznie przetartych pantalonów – twierdzi, że zbyt “agresywnie siadam” i być może nie dość spokojnie siedzę na czterech literach, czym przyczyniam się do nazbyt szybkiej destrukcji tekstyliów. Chyba coś w tym jest.

Dekompozycja spodni zmusiła mnie do udania się do mieszczącego się nieopodal sklepu dziewiarskiego. Znalazłem tam nawet coś dla siebie, ale wygrzebane z kupy wyprzedażowej jeansy były o numer za duże, więc poprosiłem o sprawdzenie, czy znajdę odpowiednie gdzieś w stolicy. Dzięki zaawansowanym technologiom miła pani poinformowała mnie, że mój wymarzony rozmiar znajdę w Jankach, Złotych Tarasach, na Targówku lub w Arkadii.

Wybrałem Arkadię. Wsiadłem w metro, wysiadłem przy Dworcu Gdańskim i wyszedłem z podziemnych korytarzy na Słomińskiego na prawą stroną jezdni, patrząc w stronę Ronda Babka (nie “Zgrupowania AK Radosław” jak chce się wmówić warszawiakom). I tu pojawił się problem, bo są takie dni, że w mieście czuję się obcym przybyszem. Skala, hałas i natężenie wszystkiego stają się zupełnie nieakceptowalne, tłumy zbyt gęste, autobusy zbyt śmierdzące a asfalt zbyt czarny. Po lewej wisiały nade mną dwa monstrualne budynki mieszkalne przez deweloperów nazywane “apartamentowcami”, aby nabywców przekonać, że mieszkanie w 18-piętrowym mrówkowcu to nobilitacja i prestiż. W oddali czaiła się równie wysublimowana “Babka Tower”.

Zrzut ekranu 2015-06-24 o 22.34.35
Prestiżowe apartamentowce

Continue reading Człowiek z lasu

Muzyczne dekonstrukcje #2

fot. rocknbeats.com.br
fot. rocknbeats.com.br

Jeśli zajrzy się na licznik scrobli na moim profilu na Last.fm od bardzo długiego czasu pierwsze miejsce zajmuje tam Massive Attack. Tak to się złożyło, że panowie z Bristolu pojawili się w moim muzycznym świecie w bardzo istotnym okresie adolescencji, kiedy to – jak wiadomo – inaczej człowiek chłonie świat, wszystko jest ważne, intensywne i w ogóle. Zostało zatem MA ze mną do dziś i ciągle mi gra. Wielu fanów Massive, łącznie ze mną, traktowało ich zawsze jako twórców bardzo innowacyjnych, którzy wraz z Portishead odkryli przed światem trip-hop i zupełnie nowy wymiar elektroniki. Z tą ich oryginalnością jednak bywało różnie.

O ile MA rzeczywiście byli mistrzami specyficznego klimatu i nowych brzmień, o tyle nie zawsze mieli czas, ochotę (a kto wie, może i talent?) na tworzenie nowych kompozycji jako takich.  Zaowocowało to tym, że niektóre ich bardzo znane kawałki nie są w pełni ich dziećmi, a jedynie coverami, o czym często nie wiedzą wyznawcy bristol sound. Dziś pora na demistyfikację pierwszego z ich utworów, a konkretnie Be Thankful For What You’ve Got z płyty Blue Lines. Continue reading Muzyczne dekonstrukcje #2

Tauron Nowa Muzyka nieźle się zapowiada

Na początek wstęp teoretyczny.

Nie jestem koncertowym typem, a już szczególnie nie jestem typem festiwalowym. Teoretycznie powinienem lubić te wszystkie Open’ery i inne duże imprezy muzyczne, ale jakoś nigdy nie byłem w stanie przekonać się do takiego sposobu obcowania z różnej maści dźwiękami. Niby można tam usłyszeć na żywo mnóstwo świetnych artystów, ale sporo dobrodziejstw związanych z koncertami i festiwalami skutecznie odstręcza mnie od tego typu imprez. Konieczność przepychania się przez różne bramki, stanie w kolejkach do WC lub Toi Toi’a, gubienie i odnajdywanie znajomych, czekanie aż jakiś denny support skończy swoje ambitne starania, przepychanie się przez tłum w miejsce, gdzie dobrze słychać i nie jest za głośno itd. itp. Cały ten koncertowy ąturaż skutecznie zabiera mi przyjemność z tego, co jest tam wszak najważniejsze, czyli słuchania muzyki. Do tego do dochodzi jeszcze kwestia stania w miejscu przez dobrą godzinę a czasem znacznie dłużej. Ja nie cierpię stać, a stać i słuchać nie cierpię jeszcze bardziej, bo zamiast słuchać, zastanawiam się gdzie bym mógł usiąść, więc wszystko staje się bez sensu. Być może mam jakąś nietypową budowę ciała i mój organizm źle przyjmuje dźwięki w pozycji wertykalnej, ale po prostu sterczenie z zadartą głową i nasłuchiwanie głosów płynących z oddali nie jest dla mnie ulubioną formą odsłuchu. Chociaż muszę przyznać, że byłem raz na wielkim koncercie, który był rewelacyjny i nic mi nie przeszkadzało – to było U2 na Służewcu podczas trasy “Pop”.

o-ROCKFEST-facebook
fot. huffingtonpost.com

Continue reading Tauron Nowa Muzyka nieźle się zapowiada

Muza na niedzielę

fot. taringa.net
fot. taringa.net

Dzisiejsza walka Meawheather vs Paquiao była kiepska, jak każda “walka stulecia” nazwana tak przed samym wydarzeniem. Na szczęście zarwany poranek można zrekompensować sobie czyś wartościowym w następujący sposób:

Continue reading Muza na niedzielę

Wielki błękit

fot. haszkod.pl
fot. haszkod.pl

Byłem ostatnio na Suwalszczyźnie. Generalnie staram się  bywać tam jak najczęściej, bo to miejsce magiczne i wyjątkowe. Pisał o tym nie będę – kto chce się przekonać, musi się tam wybrać, a jeśli się komuś Suwalszczyzna nie spodoba, to oznacza, że konserwanty z zupek Knorra i antybiotyki z kurczaków wypaliły mu serce i wrażliwość. Pojechałem tam z moimi starymi kumplami, którzy mają mały domek w sercu Puszczy Augustowskiej (nie są gejami, są braćmi). Znamy się z czasów zamierzchłych i niesiemy razem wspólnotę doświadczeń, jaką dzielę kumple, którzy przeżyli wiele licealnych i policealnych imprez i którzy ukochali Suwalszczyznę bardziej niż wszystkie piękne kobiety, które spotkali w życiu. Rozumiecie o co chodzi? Spacerowaliśmy zatem po lesie, chodziliśmy po zamarzniętych jeziorach (bo na Suwalszczyźnie zimą wciąż jest mróz), gadaliśmy z autochtonami, pociliśmy się w saunie, kąpaliśmy w przeręblu i prowadziliśmy bezsensowne męskie rozmowy przy alkoholu. Było zimno, było biało, było zajebiście.

Marcin i Maciek musieli odwiedzić w pewnych celach swojego sąsiada – wielkiego Sławka ze stalowymi dłońmi drwala, które mogłyby zawstydzić samego Pudziana, z którym trenowałem swego czasu na siłowni w Grodzisku Mazowieckim. Przyznam szczerze, że obecność Pudziana wyciskającego seriami 230 kg nie była motywująca. Sławek opowiadał o wielu dziwnych sprawach, w tym o swoich podwodnych połowach szczupaków, prowadzonych za pomocą kuszy, co nie jest najbardziej legalną metodą połowy ryb w naszym kraju. Ile w tych fantastycznych opowieściach o 25 kilogramowych szczupakach wyciąganych na brzeg jest prawdy, tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale biorąc pod uwagę wyraz twarzy Sławka, jego fizjonomię, sposób mówienia i historię jego rodziny (szczególnie brata Wieśka), niewykluczone, że te zdarzenia faktycznie miały miejsce.

Te podwodne opowieści rozbudziły we mnie pewną zaszytą głęboko tęsknotę odkrywania wodnych głębin. Jakkolwiek moim żywiołem jest powietrze i najwięcej radości sprawia mi obcowanie z przestrzenią, to tajemnica kryjąca się pod taflą wody też intensywnie działa mi na wyobraźnię. Co jest tego przyczyną? Nie wiem. Może ukryty gdzieś głęboko w genach lub zbiorowej podświadomości ślad tego, że kiedyś harcowaliśmy po morzach jako malutkie żyjątka zagubione w w wielkiej wodzie? A może oceaniczne wspomnienie pobytu w matczynym brzuchu, w którym nigdy nam niczego nie brakowało i który z tak wielkim krzykiem i lękiem opuszczaliśmy witając się z naszym światem?  Może tę zagadkę kiedyś odkryję, ale w międzyczasie podzielę się kilkoma ciekawymi muzycznymi skojarzeniami, które pojawiły się w mojej głowie po wysłuchaniu niesłychanych, podwodnych epopei Sławka.

Tu warto zwrócić uwagę na video: Deaftones – Sextape

Continue reading Wielki błękit

Okna

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Poznałem dziś pewną osobę. Rozmawialiśmy może 20 minut. Z niewiadomych przyczyn przez tę krótką chwilę opowiedziała mi o sobie całkiem dużo. Na pewno więcej niż ja w tym czasie opowiedziałbym o osobie. Z każdym kolejnym zdaniem rysowałem sobie w głowie obraz jej świata, korzystając z klocków jakie mi dawała. Po tej rozmowie miałem już swoje wyobrażenie jej osobowości i kilku ważnych miejsc jej prywatnego świata, którego cząstkę zdążyła mi opisać. Moje wyobrażenie jest naturalnie niezwykle ułomne i pełne zakłamań, ale, mimo wszystko, jest czymś dalece bogatszym i bardziej sugestywnym niż wczorajsza niewiedza o tej osobie i miejscu, w którym ją poznałem. Każde takie spotkanie to dla mnie odkrycie kolejnej części świata – trochę tak jak w grze komputerowej, gdzie każdy ruch postaci rozświetla czerń tła i pozwala zobaczyć dalszą część poziomu, po którym się poruszamy.

Takie odczucia mam zawsze poznając nowego człowieka, rodzinę, czy wchodząc do nowego domu. Lubię ten moment, kiedy nieznana twarz albo miejsce stają się po chwili historią konkretnej osoby z jej emocjami i życiowymi doświadczeniami. Po takim poznaniu magicznie odczarowane miejsce nagle wyłania się z tła anonimowości i już zawsze jest dla mnie “czyjeś” i “jakieś”. Ilekroć mijam potem taki blok albo dom, przypominam sobie historię osoby, czy rodziny związanej z tym miejscem. Okna czyichś mieszkań zamieniają się wtedy w okna małych, prywatnych światów. Jedno mieszkanie – jeden świat. I tak kolejno: piętro po piętrze, ulica po ulicy, miasto po mieście…

Każdy z nas ma swoje okna. Dla przechodniów kompletnie nieznaczące, a przecież w nich są nasze światy, dla nas ogromne i niezwykle ważne. Najważniejsze. Dopóki się nie spotkamy te okna pozostaną dla innych takie same jak wszystkie inne, a tak wiele się tam dzieje.

Mieszkam na wielkim blokowisku i codziennie widzę setki okien. Kiedy tak czasem wieczorem siadam na balkonie, patrzę na świecące niebiesko-żółtym światłem ściany budynków i zastanawiam się, ile małych-wielkich kosmosów jest obok nas, chociaż tego nie zauważamy? Jakby nie było, tamte światy są dla innych równie ważne jak nasz dla nas, a każdy w tym wszystkim stara się znaleźć swoje szczęście.

Niełatwa sprawa.

Massive Attack – Protection