Wielki błękit

fot. haszkod.pl
fot. haszkod.pl

Byłem ostatnio na Suwalszczyźnie. Generalnie staram się  bywać tam jak najczęściej, bo to miejsce magiczne i wyjątkowe. Pisał o tym nie będę – kto chce się przekonać, musi się tam wybrać, a jeśli się komuś Suwalszczyzna nie spodoba, to oznacza, że konserwanty z zupek Knorra i antybiotyki z kurczaków wypaliły mu serce i wrażliwość. Pojechałem tam z moimi starymi kumplami, którzy mają mały domek w sercu Puszczy Augustowskiej (nie są gejami, są braćmi). Znamy się z czasów zamierzchłych i niesiemy razem wspólnotę doświadczeń, jaką dzielę kumple, którzy przeżyli wiele licealnych i policealnych imprez i którzy ukochali Suwalszczyznę bardziej niż wszystkie piękne kobiety, które spotkali w życiu. Rozumiecie o co chodzi? Spacerowaliśmy zatem po lesie, chodziliśmy po zamarzniętych jeziorach (bo na Suwalszczyźnie zimą wciąż jest mróz), gadaliśmy z autochtonami, pociliśmy się w saunie, kąpaliśmy w przeręblu i prowadziliśmy bezsensowne męskie rozmowy przy alkoholu. Było zimno, było biało, było zajebiście.

Marcin i Maciek musieli odwiedzić w pewnych celach swojego sąsiada – wielkiego Sławka ze stalowymi dłońmi drwala, które mogłyby zawstydzić samego Pudziana, z którym trenowałem swego czasu na siłowni w Grodzisku Mazowieckim. Przyznam szczerze, że obecność Pudziana wyciskającego seriami 230 kg nie była motywująca. Sławek opowiadał o wielu dziwnych sprawach, w tym o swoich podwodnych połowach szczupaków, prowadzonych za pomocą kuszy, co nie jest najbardziej legalną metodą połowy ryb w naszym kraju. Ile w tych fantastycznych opowieściach o 25 kilogramowych szczupakach wyciąganych na brzeg jest prawdy, tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale biorąc pod uwagę wyraz twarzy Sławka, jego fizjonomię, sposób mówienia i historię jego rodziny (szczególnie brata Wieśka), niewykluczone, że te zdarzenia faktycznie miały miejsce.

Te podwodne opowieści rozbudziły we mnie pewną zaszytą głęboko tęsknotę odkrywania wodnych głębin. Jakkolwiek moim żywiołem jest powietrze i najwięcej radości sprawia mi obcowanie z przestrzenią, to tajemnica kryjąca się pod taflą wody też intensywnie działa mi na wyobraźnię. Co jest tego przyczyną? Nie wiem. Może ukryty gdzieś głęboko w genach lub zbiorowej podświadomości ślad tego, że kiedyś harcowaliśmy po morzach jako malutkie żyjątka zagubione w w wielkiej wodzie? A może oceaniczne wspomnienie pobytu w matczynym brzuchu, w którym nigdy nam niczego nie brakowało i który z tak wielkim krzykiem i lękiem opuszczaliśmy witając się z naszym światem?  Może tę zagadkę kiedyś odkryję, ale w międzyczasie podzielę się kilkoma ciekawymi muzycznymi skojarzeniami, które pojawiły się w mojej głowie po wysłuchaniu niesłychanych, podwodnych epopei Sławka.

Tu warto zwrócić uwagę na video: Deaftones – Sextape

Ten kawałek wrzucałem bardzo niedawno, ale tak pasuje mi do tematu, że zapodaję go po raz kolejny, wybaczcie: Smoke City – Underwater Love

Na “Wielki Błękit” poszedłem kiedyś w ciemno na wagary do warszawskiego kina “Non-stop”, które swego czasu  mieściło się zaraz obok “Atlantic’u” i podobnie jak wielu innym nastolatkom zryło mi wtedy beret. Erik Serra – The Big Blue Overture

Hmm…nie mam pojęcia, co tu napisać. Alpha Kawu – Kawu Sun

Nie wiem, czy wiecie, że podczas nagrywania tej płyty Goldie nie umiał grać na żadnym instrumencie. W studiu siedział przy komputerze obok bardziej ogarniętego kumpla i mówił mu, co chciałby usłyszeć. Nie wiedzieć czemu, wyszło im to bardziej niż nieźle: Goldie – Sea of Tears

Film w sumie o Himalajach, ale w tym kawałku jest dużo wody: Bruno Coulais – The Lake

Zawsze znajdę pretekst, żeby wrzucić kawałek z jej genialnej płyty “50 Words For Snow”: Kate Bush – Lake Tahoe

Co ja robiłem przy tym utworze, na pewno nie napiszę. Mogę natomiast napisać, że swego czasu na ich koncercie w Warszawie cała Sala Kongresowa paliła zioło do tej muzyki.  Massive Attack – Hymn of the Big Wheel

A na koniec Archive (You Make Me Feel) i niesamowite video:

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*