Tag Archives: Good Looking Records

Kosmos

Galaktyka "Kocie Oko"
Galaktyka “Kocie Oko”

Czasem tak mam, że za bardzo zanurzam się w codzienność, za bardzo przejmuję się rzeczami nieważnymi lub tymi, na które nie mogę nic poradzić. Jako istota ze wszech miar ułomna ulegam emocjom i wikłam w supły dnia dzisiejszego, chociaż  wcale nie jest to konieczne. Na przykład wtedy, kiedy stojąc w korku czasem bierze mnie  kurwica i, mimo że nie mam na to żadnego wpływu, myśli i słowa mam tak nieczyste, że nie jest ich wstanie zneutralizować nawet choinka zapachowa marki Yankee Candle wesoło dyndająca pod lusterkiem wstecznym.

Według nauk adwaita wedanty – hinduistycznej szkoły filozoficznej – jedną z technik dochodzenia do wglądu w naturę rzeczywistości, a w konsekwencji oświecenia i wyzwolenia z kołowrotu wcieleń, jest praktykowanie czegoś, co nazywa się “pozycją świadka”. W uproszczeniu, chodzi o nie utożsamianie się z emocjami i myślami, które się w nas pojawiają, a o ich uważne obserwowanie, śledzenie ich ruchu i zadawanie sobie pytania, kim jest w istocie podmiot, który tych doznań doświadcza. Według jednego z największych indyjskich świętych XX wieku, Śri Ramany Maharishiego ta praktyka (zwana atma-wiczarą) praktykowana w gorliwy sposób potrafi przynieść niezwykle szybkie efekty. Nie będę tu jednak nikogo namawiał do szybkiego uzyskiwania oświecenia, bo stracicie zainteresowanie muzyką, a to z mojego punktu widzenia, byłoby niepożądane. Continue reading Kosmos

Sekcja literacka – “Vinyl: The Analogue Record in the Digital Age”

VinylBył chyba rok 2004 kiedy, jak prawie co dzień, siedziałem w barze mlecznym “Temida” na ulicy Grodzkiej w Krakowie i jadłem obiad. Bywałem tam często, bo zaraz obok w Collegium Broscianum  studiowałem w przerwach od studenckiego żywota. Jeśli chodzi o “Temidę” to szczególnie polecam tam szarlotkę. Jadłem ją ostatnio we wrześniu i nadal smakowała tak samo dobrze, a na dodatek za ladą stoi wciąż ten sam ponury pan oraz miła pani.

Ale do rzeczy. Otóż siedziałem tam, a obok mnie jakiś chłopak opowiadał swojej koleżance, jak to był na Erasmusie w UK i że właśnie dostał się na studia doktoranckie na Yale. Wszystko słyszałem, bo mówił dość głośno, więc od razu pomyślałem, że albo jest z wielodzietnej rodziny, albo często głośno słucha muzyki. Skończyłem obiad, wyszedłem i tyle go widziałem. Tego samego dnia umówiony byłem na pogadankę z moją kumpelą K., która pomieszkiwała w tedy w bardzo fajnym studio na ostatnim piętrze kamienicy na Krowoderskiej. Było tam dobre 5 wysokich pięter bez windy i każdy, kto wchodził do tego mieszkania mówił lekko zdyszany “Czeeeść” i prosił o wodę. Pogadałem z K. dłuższą chwilę, po czym oznajmiła mi, że jakiś sąsiad z dołu zaprosił ją na małą posiadówkę, więc wdzialiśmy obuw i zeszliśmy na dół.  Otworzył nam Janek, który później okazał się krewnym Atrakcyjnego Kazimierza. Wchodząc do środka, od razu wiedziałem, że to będzie miłe spotkanie. Wszedłem i usłyszałem znane mi głębokie połamane rytmy połączone z przestrzenią większą niż piersi Iwony Węgrowskiej i miękkimi brzmieniami. W głębi zobaczyłem kolesia z “Temidy” sączącego piwo. Przysłuchując się muzyce, spytałem:
Good Looking Records?
– Aha – odpowiedział mi błysk oka i pełne uznania przytaknięcie.  Od razu pomyślałem sobie:

Bo musicie wiedzieć, że w tamtych czasach, o tym, czym jest Good Looking Records, czyli najlepsza drum’n bassowa wytwórnia płytowa, wiedziało naprawdę niewiele osób. Teraz wie nawet mniej. Muzykę tworzoną przez LTJ Bukema i jego wesołą, cholernie zdolną ferajnę odkryłem koło 1996 roku, dzięki pożyczonej kasecie Maxell, gdzie nagrany był legendarny album “Logical Progression”, który wywrócił mi muzyczny świat do góry nogami. Od tamtej pory, każdy kto kojarzy, kim jest Bukem i Good Looking staje się częścią wewnętrznego kręgu wtajemniczonych. Coś jak Fight Club, tylko nie trzeba bić się po gębach.

Tym wtajemniczonym okazał się być Dominik Bartmański, mój przyjaciel, socjolog i podróżnik. Właściwie, to jest powód, dla którego Dominika nie powinienem lubić – otóż wydaje mi się, że jest on oblatany w muzyce elektronicznej lepiej ode mnie, a ja bardzo trudno znoszę tę cechę u innych. Dominik potrafi nawet to, co mi się nigdy nie udaje, czyli być “na bieżąco” z nowościami. Ja jestem zazwyczaj na bieżąco 3-4 lata wstecz, a on podsyła mi linki do kawałków, które zostały wydane jakieś 3 miesiące temu. Horror. Jednak w myśl zasady, że “jak nie możesz z kimś wygrać, to musisz się z nim sprzymierzyć” przyjaźnimy się nadal, choć bardziej korespondencyjnie, bo to światowy człowiek jest.

Oprócz tego, że Dominik lubi same dźwięki, to namiętnie kolekcjonuje winyle. Ma ich potężną kolekcję, ciągle kupuje nowe i jeździ po świecie szperając po półkach w poszukiwaniu białych kruków i czarnych pereł. Raz przewiózł nawet całą swoją kolekcję samolotem przez Atlantyk, a wiecie przecież, że lekkie to to nie jest. Wynika z tego, że należy on do rzadkiej grupy osób, które w składzie krwi posiadają drobne ilości winylu, będącego źródłem niestandardowych zachowań. Dominik wkręcił się winyle nawet bardziej, bo razem z Ianem Woodwardem napisali książkę pt. “Vinyl: The Analogue Record in the Digital Age” o kulturowym fenomenie czarnego krążka, która właśnie została wydana nakładem brytyjskiego wydawnictwa Bloomsbury.
Każdy, kto interesuje się tematem powinien tę pozycję mieć i nie piszę tego ze względów towarzyskich. Nie otrzymałem również gratyfikacji za ten wpis od ww. wydawnictwa. Po prostu nie ma chyba na rynku tak interesującego spojrzenia na to zagadnienie napisanego nie tylko przez dobrych naukowców, ale jednocześnie ludzi z pasją patrzących na obiekt swoich badań. Kawał solidnej wiedzy dla tych, którzy lubią dźwięk szurania igłą po czarnych płytach.

Tytuł: Vinyl: The Analogue Record in the Digital Age
Autorzy: Dominik Bartmański, Ian Woodward
Wydawnictwo: Bloomsbury
Język: angielski

PS dla mugoli. Good Looking Records brzmi tak:
LTJ Bukem “Horizons”