Tag Archives: The Cure

Zimna fala #1

The Cure
The Cure

Żadna zimna fala do nas na razie nie zmierza i dalej z obu kurków będzie u mnie lecieć ciepła woda, ale tak sobie pomyślałem, że zimne dźwięki na taką aurę to może być nie najgorsza propozycja. Lata ’80 nie nastrajały niektórych zbyt pozytywnie i zaowocowało to, jak wiemy, bardzo ciekawym nurtem muzyki dla ludzi wyobcowanych i nieprzystosowanych, albo za takich się mających. Reformy Żelaznej Damy mocno przegoniły klasę pracującą Zjednoczonego Królestwa i nie wszyscy się odnaleźli w zmieniającej się rzeczywistości. Bezrobocie w połączeniu ze znudzeniem wypalającym się punkiem zrodziło wyjątkowo ciekawe dziecię.

Coś mi się zdaje, że ten czasem niełatwy, ale jakże pociągający podmuch nowej/zimnej fali może być całkiem dobrym kontrapunktem do panującej aury. Nie będzie to jednak podmuch zimnej, morskiej bryzy, ale tchnienie alienacji i wrażliwości jednego z ciekawszych zjawisk w muzyce mniej lub bardziej popularnej. Stricte zimn/nowofalowe utwory poprzekładałem tu kawałkami z nieco innych klimatów, ale chłodnymi na tyle, że chyba dobrze do tego zestawienia pasują.

Nie chcę nic mówić, ale jakościowo to jeden z lepszych wpisów, jakie pojawiły się na tej stronie.

Dziś część pierwsza, jutro druga.

Joy Division – Atmosphere

Continue reading Zimna fala #1

Był sobie las

las
fot. climateforest.org

Moja starsza siostra zna się na wielu rzeczach, a na niektórych zna się dużo lepiej ode mnie. I tak to chyba już musi być, że starsze rodzeństwo zna się na pewnych rzeczach znacznie lepiej od nas. Trzeba zaakceptować ten fakt i cieszyć się tym, że na innych lepiej znamy się my.

Całkowicie najlepiej moja siostra zna się na roślinach, o których ja nie mam większego pojęcia. Rozróżniam co prawda dąb od modrzewia, tulipana od dalii i paproć od jałowca, ale moja wiedza w tym temacie nie jest duża. Szczerze mówiąc, ja tej wiedzy do obcowania z naturą nie potrzebuję. Kiedy jestem w lesie, w górach, czy na łące, chłonę całość jako chwilę, wrażenie i nie muszę wiedzieć, co jest czym. Chciałbym, ale nie muszę. Wolę skupiać się na odczuwaniu tego, co doświadczam, niż nazywaniu tego w umyśle. Między innymi dlatego od jakiegoś czasu prawie w ogóle nie robię zdjęć, kiedy jestem gdzieś wśród zieleni. Wolę na nią po prostu patrzeć. Co prawda czasem przeglądam sobie przewodnik po ptakach i próbuję je rozpoznawać, ale nigdy mi to w głowie na dłużej nie pozostaje i jakoś akceptuję ten fakt.

Natomiast, kiedy pójdzie się z moją siostrą do ogrodu, parku, czy nie daj Boże do lasu, ona będzie w stanie nazwać wszystkie drzewa, krzewy i trawy w zasięgu wzroku okraszając to opowieściami o tym, że jedną roślinę do Polski sprowadziła królowa Bona, inną Krzyżacy, a jeszcze inną zamotany pelikan, który w XIX wieku pomylił kraje szukając w życiu miejsca dla siebie. Swego czasu odgrażała się nawet, że założy na ten temat porządnego ogrodniczo-przyrodniczego bloga, ale jak na razie goni mnie tylko za literówki na Nirgunie. Continue reading Był sobie las

Uczuciowo i koniunkturalnie

loveCzęsto zastanawiam się, czy takie doraźne pisanie wpisów ma sens – w ostatni dzień lata “Last Day of Summer” The Cure, w Boże narodzenie “Belive” Gus Gus, jesienią “Autumn Leaves” Coldcut itd. Trochę to łatwizna, ale koniec końców fajna gra skojarzeń, więc nie będę się krygował.

Właśnie płonie Most Łazienkowski w Warszawie, więc powinienem wrzucić “Smoke on the Water”, albo “Dym” Bolca, ale się powstrzymam, bo to zbyt oczywiste. Dziś mamy jednak walentynki. Święto, jak wiemy, zachodnie, a do takowych raczej nie mam słabości. Jestem w tej kwestii konserwatystą pierwszej wody więc 1 listopada, nie chodzę na imprezy helloweenowe, nie daję dzieciom żadnych cukierków, tylko każę karzę (piłeś, nie pisz) im czytać Mickiewicza i odprawiać dziady. Wolę zdecydowanie naszą słowiańską, pogańską tradycję niż te cholerne zachodnie naleciałości. Walentynki jednak toleruję, bo okazywanie sobie pozytywnych uczuć zawsze jest dobre i jeśli pojawia się ku temu pretekst, to warto go wykorzystać bez względu na jego proweniencję. Byle by nie być przez to całe przedsięwzięcie zbytnio sterroryzowanym.

Korzystając zatem z dzisiejszej okazji (choć już blisko 24.00) wrzucam 10 ładnych kawałków, co o uczuciach ładnie grają.

Florence And The Machine – You Got The Love (The XX remix)

Motor City Drum Ensemble – L.O.V.E.
Continue reading Uczuciowo i koniunkturalnie