Już od III w p.n.e. Jedwabny szlak łączył Państwo Środka ze Starym Światem, wiążąc dwie potężne cywilizacje. Przez stulecia, wędrowano wieloma drogami niosąc ze sobą towary i idee. Trwało to do czasu, aż pod koniec XVII w. odkryto morską drogę z Europy do Chin, która przejęła ciężar dialogu między kulturami.
Mamy teraz ciekawą sposobność obserwowania procesu odradzania się Jedwabnego Szlaku. Pomimo istnienia gigantycznych okrętów i samolotów Chiny odkurzają stare połączenia z Europą, aby dostarczać do Europy tysiące ton towarów produkowanych przez chińską gospodarkę. Chińczycy oczywiście mogą dostarczać te towary drogą morską, jak ma to miejsce teraz, ale nie chcą tego robić w wymiarze takim jak dotychczas z jednego ważnego powodu. Continue reading Jedwabny szlak i geopolityka→
Jakieś dwa miesiące temu trafiłem na kawałek, który znajdziecie poniżej. Piękny wokal, spokojna i klasyczna aranżacja rodem z lat ’70. Klasa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to utwór z nowego albumu Annabel (lee), projektu wydanego przez Ninja Tune. Trochę mnie to zbiło z tropu, bo spodziewałem się, że to nagranie jakiejś nieznanej czarnej diwy, która wychowywała słuchając w pieluchach Bilie Holiday. Annabell jednak, oprócz czarnych dam słuchała z pewnością też w życiu wielu innych gatunków, co można usłyszeć na reszcie płyty, która w wielu miejscach nie jest łatwa i kryje w sobie nieco niepokoju, ale ma też też wiele tajemnic wartych odkrycia. Continue reading Zawiść zazdrosnych aniołów→
Żadna zimna fala do nas na razie nie zmierza i dalej z obu kurków będzie u mnie lecieć ciepła woda, ale tak sobie pomyślałem, że zimne dźwięki na taką aurę to może być nie najgorsza propozycja. Lata ’80 nie nastrajały niektórych zbyt pozytywnie i zaowocowało to, jak wiemy, bardzo ciekawym nurtem muzyki dla ludzi wyobcowanych i nieprzystosowanych, albo za takich się mających. Reformy Żelaznej Damy mocno przegoniły klasę pracującą Zjednoczonego Królestwa i nie wszyscy się odnaleźli w zmieniającej się rzeczywistości. Bezrobocie w połączeniu ze znudzeniem wypalającym się punkiem zrodziło wyjątkowo ciekawe dziecię.
Coś mi się zdaje, że ten czasem niełatwy, ale jakże pociągający podmuch nowej/zimnej fali może być całkiem dobrym kontrapunktem do panującej aury. Nie będzie to jednak podmuch zimnej, morskiej bryzy, ale tchnienie alienacji i wrażliwości jednego z ciekawszych zjawisk w muzyce mniej lub bardziej popularnej. Stricte zimn/nowofalowe utwory poprzekładałem tu kawałkami z nieco innych klimatów, ale chłodnymi na tyle, że chyba dobrze do tego zestawienia pasują.
Nie chcę nic mówić, ale jakościowo to jeden z lepszych wpisów, jakie pojawiły się na tej stronie.
Gdyby mi się chciało tak, jak mi się nie chce, to wpisy by na stronie aż furgotały, ale jest jak jest i – co tu dużo mówić – przerwa wakacyjna pełną gębą. Ale coś tam trzeba napisać, bo przecież wypada i “co ludzie powiedzą” jak tak to wszystko będzie leżeć odłogiem?
– Otóż nie ma obawy. Nic nie powiedzą (podpowiada mi ktoś do ucha).
Tymczasem wielki bóg słońca Helios doświadcza Polską ziemię swym żarem za wszelkie występki ludu tę krainę zamieszkującego. Jego niezmordowani słudzy – promienie – kąsają suchą i kruchą glebę nie znając litości i wysysają ostatnie tchnienia życia z pędów i korzeni. Asfalt zamienia się w gotującą smołę i nikt już nigdy na drugą stronę ulicy po bułkę nie przejdzie. Rzeki wyschną a na ich dnie zostanie tylko mazut w konsystencji jogurtu Bakoma oraz dyktafony, którymi kelnerzy nagrywali nieskalaną elitę tego plemienia. Sady pod Grójcem uschną, lubelski czarnoziem zamieni się w piasek, drogi i mosty ukradną Cyganie, a kościoły zamienią się w meczety (w Krakowie w maczety). Wiele innych plag jeszcze zstąpi na ziemię (tę ziemię) bo wielki Helios jest surowy i nieprzejednany. Nikt jednak nie wie, czy jest sprawiedliwy. Wszak to bóg pogański.
Jestem człowiekiem z lasu. Żyję co prawda w mieście, w mieście które bardzo lubię, ale wielka aglomeracja, to nie jest moje naturalne środowisko.
Po raz kolejny przetarłem sobie spodnie na tyłku. Ciągle przecieram sobie spodnie na tyłku. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że mam mało spodni. Lubię mieć mało rzeczy, zatem i mało spodni, więc zazwyczaj mam tylko trzy pary, które ciągle noszę na zmianę i ciągle piorę, co sprawia, że bardzo szybko zużywają się te efekty pracy 10-letnich bangladeskich dzieci kupowane w Reserved albo innym H&M. Mój brat ma inną teorię na temat moich notorycznie przetartych pantalonów – twierdzi, że zbyt “agresywnie siadam” i być może nie dość spokojnie siedzę na czterech literach, czym przyczyniam się do nazbyt szybkiej destrukcji tekstyliów. Chyba coś w tym jest.
Dekompozycja spodni zmusiła mnie do udania się do mieszczącego się nieopodal sklepu dziewiarskiego. Znalazłem tam nawet coś dla siebie, ale wygrzebane z kupy wyprzedażowej jeansy były o numer za duże, więc poprosiłem o sprawdzenie, czy znajdę odpowiednie gdzieś w stolicy. Dzięki zaawansowanym technologiom miła pani poinformowała mnie, że mój wymarzony rozmiar znajdę w Jankach, Złotych Tarasach, na Targówku lub w Arkadii.
Wybrałem Arkadię. Wsiadłem w metro, wysiadłem przy Dworcu Gdańskim i wyszedłem z podziemnych korytarzy na Słomińskiego na prawą stroną jezdni, patrząc w stronę Ronda Babka (nie “Zgrupowania AK Radosław” jak chce się wmówić warszawiakom). I tu pojawił się problem, bo są takie dni, że w mieście czuję się obcym przybyszem. Skala, hałas i natężenie wszystkiego stają się zupełnie nieakceptowalne, tłumy zbyt gęste, autobusy zbyt śmierdzące a asfalt zbyt czarny. Po lewej wisiały nade mną dwa monstrualne budynki mieszkalne przez deweloperów nazywane “apartamentowcami”, aby nabywców przekonać, że mieszkanie w 18-piętrowym mrówkowcu to nobilitacja i prestiż. W oddali czaiła się równie wysublimowana “Babka Tower”.
Nie jestem koncertowym typem, a już szczególnie nie jestem typem festiwalowym. Teoretycznie powinienem lubić te wszystkie Open’ery i inne duże imprezy muzyczne, ale jakoś nigdy nie byłem w stanie przekonać się do takiego sposobu obcowania z różnej maści dźwiękami. Niby można tam usłyszeć na żywo mnóstwo świetnych artystów, ale sporo dobrodziejstw związanych z koncertami i festiwalami skutecznie odstręcza mnie od tego typu imprez. Konieczność przepychania się przez różne bramki, stanie w kolejkach do WC lub Toi Toi’a, gubienie i odnajdywanie znajomych, czekanie aż jakiś denny support skończy swoje ambitne starania, przepychanie się przez tłum w miejsce, gdzie dobrze słychać i nie jest za głośno itd. itp. Cały ten koncertowy ąturaż skutecznie zabiera mi przyjemność z tego, co jest tam wszak najważniejsze, czyli słuchania muzyki. Do tego do dochodzi jeszcze kwestia stania w miejscu przez dobrą godzinę a czasem znacznie dłużej. Ja nie cierpię stać, a stać i słuchać nie cierpię jeszcze bardziej, bo zamiast słuchać, zastanawiam się gdzie bym mógł usiąść, więc wszystko staje się bez sensu. Być może mam jakąś nietypową budowę ciała i mój organizm źle przyjmuje dźwięki w pozycji wertykalnej, ale po prostu sterczenie z zadartą głową i nasłuchiwanie głosów płynących z oddali nie jest dla mnie ulubioną formą odsłuchu. Chociaż muszę przyznać, że byłem raz na wielkim koncercie, który był rewelacyjny i nic mi nie przeszkadzało – to było U2 na Służewcu podczas trasy “Pop”.
Wczoraj stanąłem przed trudnym zadaniem kupna prezentu dla 3-letniej królewny lub “kurewny” jak to ona sama się czasem określa. Rola wujka to poważna sprawa więc postanowiłem stanąć na wysokości zadania i wczoraj odwiedziłem kilka sklepów z zabawkami. Dla czytelników posiadających dzieci moje spostrzeżenia mogą być oczywiste i nic niewarte, ale dla mnie są odkrywcze. Dotąd nie znałem tego rynku, ponieważ sam dzieci nie posiadam, a dzieciom moich przyjaciół i znajomych zazwyczaj kupuję książki, które sam najchętniej bym przeczytał. Przecież kiedyś im się na pewno przydadzą.
Wnioski są następujące:
1. Zabawki testuje się na dzieciach. Oto dowód:
UWAGA: W prawym górnym rogu zestaw małego lewaka (lewacka indoktrynacja jest wszędzie)
I teraz powiedzcie mi, że ten świat nie stoi na głowie. Joanna Krupa rozbiera się do rosołu dla PETA, żeby odwieść kobiety od kupowania futer, Adam Wajrak prowadzi na łamach Wyborczej zajadłe kampanie w obronie nikomu nie znanych robaczków i roślinek, firmy kosmetyczne chwalą się, że przy produkcji ich kremów i szamponów nie ucierpiał żaden króliczek, a obok nas testuje się zabawki na dzieciach i nikt się z tym nie kryje. Czy Joanna Krupa albo Michał Piróg kiedykolwiek zająknęli się o cierpieniu dzieci wykorzystywanych przy testowaniu zabawek? Cisza i spokój, zwykła zmowa milczenia, tak jak w przypadku pewnego znanego reżysera na Z., o którym wszyscy wiedzą, że lubi młodych chłopców, ale nikt się tą sprawą nie zajmie. Continue reading Prezent urodzinowy→
Nie jest to może najbardziej radosny i wiosenny zestaw na rozpoczęcie tygodnia, ale fakt że BUL dostał takiego plaskacza od elektoratu jest na tyle optymistycznym wydarzeniem, że nawet zapętlony marsz żałobny by tego nie popsuł. Jutro nasz Borat ogłosi zapewne zniesienie podatku dochodowego i wprowadzi dotacje do zakupu benzyny oraz darmowy deputat brykietu do grilowania dla każdego obywatela. Czekamy.