All posts by Igor

Muzyka rezonansu

Przedwczoraj wręczano Wiktory. Ja powinienem otrzymać SuperWiktora  dla największego blogowego opierdalacza w tym kraju. Na razie się nie udało, ale może w przyszłym roku na niego w końcu zasłużę.

Człowiek się starzeje i coraz częściej musi się przekonywać, że sport to nie zawsze jest zdrowie. Niedawno ta prawda wdarła się w sposób bolesny w moje życie i zmuszony zostałem do zrobienia rezonansu magnetycznego. W tym celu udałem się do pewnego przybytku wciśniętego miedzy Pole Mokotowskie a zapyziały stadion Skry. Swoją drogą, mimo że sam stadion i jego otoczenie wyglądają wyjątkowo biednie, tartan i boisko jest tam w dobrym stanie i wesoło trenowali tam oszczepnicy.

Kiedy już nacieszyłem się widokiem, podobnie jak ja, upadłego i kulawego przybytku sportu skierowałem się do pracowni rezonansu mieszczącej się w sąsiednim budynku. Przywitał mnie tam miły i jowialny technik oraz jego równie sympatyczna, chuda jak trzcina asystentka, co chwila popychana przez podmuchy powietrza generowane przez obecną tam muchę (skąd mucha o tej porze roku – nie wiem). Kiedy załatwiliśmy wszystkie formalności wszedłem do jasnego pomieszczenia zdominowanego przez wielki kremowy tubus, który za chwilę miał mnie połknąć na najbliższe 20 minut. Continue reading Muzyka rezonansu

And the Oscar goes to…. rozwiązanie konkursu

and-the-winner-is1Wygrzebywanie się spod stosu konkursowych propozycji zajęło mi nieco czasu, stąd opóźnienie, jeśli chodzi o wyniki. Po prostu werdykt musiał być przemyślany jak 150, a jako że dyskusje w redakcji były burzliwe dojście do konsensusu zabrało chwilę.

Propozycje w sumie mnie zaskoczyły, bo dość odbiegały od tego czego się spodziewałem – czyli pokręconych elektronicznych historii. Więcej było hip-hopu i bardziej piosenkowych typów. Przy okazji dziękuję za wszystkie maile.

Nie przedłużając chciałbym zakomunikować, że the winner is: koleżanka legitymująca się mailem annis16@……. Gratulacje!!

Ania (jak mniemam) w nagrodę otrzymuje ekskluzywny i prestiżowy zestaw płyt:
– Hawrań “The best” vol. 1
– Hawrań “The best” vol. 2
– Timbaland “Timbaland presents Schock Value”

Ani zestaw to:

Hozier – Someone New

Lykke Li – No Rest For The Wicked

i Kleszcz & Dino – Szukaj mnie.
Ostatni typ w sumie mi się nie podoba, a na dodatek ma upiorny klip, więc go nie wklejam :-)

 

 

Zaćmienie

Moje serwery ledwo wyrabiają od zmasowanego ataku KONKURSOWYCH propozycji, jakie spływają do mnie z całego świata, ale na razie sytuacja jest pod kontrolą. Dzięki za dotychczasowe maile.

Przed chwilą jakiś czarny demon chciał nam zjeść słońce, ale bóg światła jakoś się obronił. Z tej okazji pewna formacja muzyczna nagrała nawet utwór:

Einstürzende Neubauten – Total Eclipse Of The Sun

Co nie zmienia faktu, że jest piąteczek i należy posłuchać czegoś żywszego.

Just Jack – Starz In Their Eyes
Continue reading Zaćmienie

Gdzieś na równinach midwestu

post-top-midwest-farm
(Przypominam, że trwa KONKURS)

Tak to już jest z modami w muzyce gitarowej, że raz popularne są bombastyczne barokowe aranżacje, a potem, jak już się to ludziom przesyci, wraca czas prostszych, minimalistycznych kawałków. I tak to się kołacze od intensywności Led Zeppelin czy Arcade Fire do prostoty Dylana, Oldhama i Ivera. Oba nurty trwają sobie równocześnie, ale ich popularność i obecność w powszechnej świadomości faluje  jak sinusoida pokazywana mi kiedyś przez polonistę pokazującego, jak to okresy literackie naprzemiennie zmieniają się według określonego schematu.

Wczoraj, jadąc samochodem, w Trójce usłyszałem fajny, soczyście zaaranżowany kawałek Muse i w kontrze do tego moja nieodgadniona sieć neuronów kazała przypomnieć sobie proste, bezpretensjonalne gitarowe kawałki, gdzie piękno leży w szczerości, prostocie i umiarze.
Nie ma co ukrywać, że Amerykanom pisanie takiej muzyki wychodzi najlepiej. To pewnie nieskończone przestrzenie mid-westu, Texasu i Arizony, niesiony w genach etos kowboja, poszukiwacza złota i amerykański pejzaż prowincji – o którym tak ciekawie pisał  Baudrillard – pozwalają im z taką łatwością tworzyć tęskne, proste i piękne piosenki. Na głos, gitarę i czasem skrzypce albo fortepian do akompaniamentu. Grzebią sobie w starym folku, bluegrassie i wychodzą im z tego czasem naprawdę piękne rzeczy. Zazdroszczę im tego.

Blessed Feathers – American Sands

Bon Iver – Holocene
Continue reading Gdzieś na równinach midwestu

Konkurs vol.3 i dobra elektronika

Wiem, jestem żenujący. Miał być konkurs w sobotę, ale jak na razie był tylko w mojej głowie. Dziś  jednak już nie ma odwrotu. Zatem start. W tej edycji nie ma żebrania o lajki, zasady są nieco inne.

ZASADY

  1. Aby wziąć udział w konkursie trzeba wysłać na adres contact@nirguna.pl propozycje trzech superfajnych kawałków, które według Was powinny znaleźć się na stronie.
  2. Maila z propozycjami należy przesłać do soboty 21 marca br..
  3. Wyniki zostaną ogłoszone w niedzielę 22 marca.
  4. Spośród nadesłanych propozycji autorytarnie wybiorę najciekawszy zestaw, którego autor otrzyma wypasioną nagrodę.
  5. Wypasioną nagrodą w konkursie jest zestaw 3 unikalnych płyt CD:
    – Hawrań “The best” vol. 1
    – Hawrań “The best” vol. 2
    – Timbaland “Timbaland presents Schock Value”

Z pewnością za 35 lat te wydawnictwa będą warte milion ojro.

Liczę na frekwencję większą niż w wyborach samorządowych!
Tymczasem na wiosenne już wieczory nieco porządnej elektroniki.

Murcof – Camino

Bjork – Amphibian (Ridu Mix)
Continue reading Konkurs vol.3 i dobra elektronika

Po przerwie

Chciałem przeprosić wszystkich za tak długą przerwę w nadawaniu, ale są ku temu ważne powody. W redakcji pojawiła się komisja Państwowej Inspekcji Pracy. Komisja, po anonimowym donosie, bada, czy w redakcji Nirguny nie dochodziło w ciągu ostatnich dwóch lat do wypadków mobbingu oraz molestowania. Wszystkiemu zaprzeczam, a  ktokolwiek będzie powtarzał takie plotki musi się liczyć z procesem o odszkodowanie w wysokości 2 milionów zł.

Jutro wystartuje kolejna edycja konkursu “Żebr o lajk”, a tymczasem kilka technicznych kawałków na początek weekendu.

Andy Caldwell – I Can’t Wait

Compuphonic – The Sun Does Rise feat. Marques Toliver

Joe Hertz – Tears

Medlar – Knocard Pearl (Detriod Swindle Remix)

The Avener & Phoebe Killdeer – Fade out Lines (The Avener Rework)

Był sobie las

las
fot. climateforest.org

Moja starsza siostra zna się na wielu rzeczach, a na niektórych zna się dużo lepiej ode mnie. I tak to chyba już musi być, że starsze rodzeństwo zna się na pewnych rzeczach znacznie lepiej od nas. Trzeba zaakceptować ten fakt i cieszyć się tym, że na innych lepiej znamy się my.

Całkowicie najlepiej moja siostra zna się na roślinach, o których ja nie mam większego pojęcia. Rozróżniam co prawda dąb od modrzewia, tulipana od dalii i paproć od jałowca, ale moja wiedza w tym temacie nie jest duża. Szczerze mówiąc, ja tej wiedzy do obcowania z naturą nie potrzebuję. Kiedy jestem w lesie, w górach, czy na łące, chłonę całość jako chwilę, wrażenie i nie muszę wiedzieć, co jest czym. Chciałbym, ale nie muszę. Wolę skupiać się na odczuwaniu tego, co doświadczam, niż nazywaniu tego w umyśle. Między innymi dlatego od jakiegoś czasu prawie w ogóle nie robię zdjęć, kiedy jestem gdzieś wśród zieleni. Wolę na nią po prostu patrzeć. Co prawda czasem przeglądam sobie przewodnik po ptakach i próbuję je rozpoznawać, ale nigdy mi to w głowie na dłużej nie pozostaje i jakoś akceptuję ten fakt.

Natomiast, kiedy pójdzie się z moją siostrą do ogrodu, parku, czy nie daj Boże do lasu, ona będzie w stanie nazwać wszystkie drzewa, krzewy i trawy w zasięgu wzroku okraszając to opowieściami o tym, że jedną roślinę do Polski sprowadziła królowa Bona, inną Krzyżacy, a jeszcze inną zamotany pelikan, który w XIX wieku pomylił kraje szukając w życiu miejsca dla siebie. Swego czasu odgrażała się nawet, że założy na ten temat porządnego ogrodniczo-przyrodniczego bloga, ale jak na razie goni mnie tylko za literówki na Nirgunie. Continue reading Był sobie las

Daughter “Get Lucky”

fot. youtube.comPrzypadkiem trafiłem na kolejny kawałek, będący dość nieszablonową wersją oryginału więc dziś będzie, po Gus Gus i Blu Mar Ten, kontynuacja tego tematu.

Daft Punk znam od samego początku ich istnienia, kiedy byli w Polsce niszową francuską kapelą, o której wiedzieli tylko miłośnicy french touch i ambitniejszej tanecznej elektroniki. Zawsze bardzo ich lubiłem, ale zwrotu ku popowi jakoś nie mogę przeboleć. Nie to, że mam coś przeciwko popowi – wręcz przeciwnie – dobry pop lubię, ale ich ostatni album, który okazał się takim być mega-sukcesem zupełnie mi się nie podoba, a “Get Lucky” zwyczajnie nie cierpię, więc nie będę go tu wrzucał w oryginalnej wersji, bo przez klawiaturę by mi to nie przeszło. Za to moje dzisiejsze odkrycie w postaci coveru Daughter wrzucam z największą przyjemnością, bo jest świetny.