W zeszłym tygodniu zaliczyłem nobliwe warszawskie wesele spędzając miły czas z, jak już chwaliłem się wcześniej, gwiazdą TVN’u (pozdrawiam :-)). Można zatem chyba już powiedzieć, że jestem celebrytą pełną gębą. W końcu mam szafę i mogę z powodzeniem nazywać się szafiarzem. Ba, mam nawet bloga i na dodatek codziennie bywam na pl. Zbawiciela, co prawda w drodze do/z pracy, ale jednak.
Ten tydzień przynosi kolejny nowy związek małżeński, któremu gorąco kibicuję. Tym razem jednak nie w stolicy a malowniczym Bielsku-Białej – mieście, które dało nam Bolka i Lolka, Reksia i Fiata 126p. Szacun. Właściwie to już nie mogę się doczekać, kogo tam spotkam. Teraz może być to już tylko Megan Fox, Scarlett Johansson albo Charlize Theron. Zatem idę spać i zbieram siły na jutrzejsze harce.
Tymczasem, ja najchętniej pojechałbym znacznie dalej na południe niż do Bielska-Białej:
Gritos De Guerra “Arrinconamela” ze świetnego “Vengo” Tonego Gatlif’a (obejrzeć koniecznie, kto nie widział)