Monthly Archives: February 2016

Czas na prowincję

Fot. Wiktor Wołkow
Fot. Wiktor Wołkow

Coś widzę, że muszę jednak gdzieś szybko wyjechać za miasto na prawdziwą prowincję Polski “B” a może nawet “C”. Tam, gdzie życie toczy się nie w jakieś galerii handlowej albo Biedronce, ale w zwykłym spożywczymi i tam, gdzie w maju babinki siadają przy kapliczkach rozmawiając popołudniami z Matką Boską.
Jakieś eskapistyczne tematy za mną chodzą, oglądam kino drogi, a w międzyczasie słucham dźwięków bluegrass’u i americany wiejących gdzieś na równinach midwest’u. Trochę strun, czasem smyczki, prosty głos i dużo szczerości wystarcza.
No, to w drogę…

Trampled by Turtles – Midnight on the Interstate
Continue reading Czas na prowincję

Baraka

baraka
Czasem przychodzą takie chwile, kiedy rytm miejskiego życia dyktowany godzinami pracy, zmianami świateł na przejściach dla pieszych i szumem windy w bloku staje się coraz bardziej trudny do zniesienia. Jakoś bardziej smuci to, że dziewczyna którą od miesięcy mijasz codziennie idąc do biura, nawet raz nie odwzajemni zwykłego, życzliwego uśmiechu, serwując w odpowiedzi do bólu pusty i obojętny wyraz twarzy.

To takie dni, kiedy spotykasz na klatce sąsiada, który wcześniej wyciskał 160 kg na klatę, zawsze był miłym gościem sukcesu, szpanującym dobrą furą i znajomościami “na mieście”, a teraz ledwo wyciska 90 i zapija ćwiartką czystej swoją upadłą firmę i nieudany wypad do pracy w Niemczech.

Cóż, takie dni się po prostu zdarzają. I kiedy natężenie tego wszystkiego przekracza masę krytyczną, włączam sobie “Barakę”. Film mający w sobie prawdziwe wspaniałą właściwość – wyrwanie z kolein codzienności na tysiące kilometrów ponad powierzchnię Ziemi.
Jeśli ktoś nie próbował – polecam.

Hariprasad Chaurasia – Sounds of Silence

Signum temporis

fot. vignettebricks.blogspot.com
fot. vignettebricks.blogspot.com

Tak sobie myślę, że ekipa Zombie Nation w poniższym klipie i muzyce już w roku 1999 bardzo trafnie uchwyciła, gdzie człowiek wylądował  kulturowo i estetycznie po  tysiącach lat rozwoju cywilizacji. Poleciał na księżyc, złapał za ucho fale grawitacyjne i wynalazł tyle ratujących życie szczepionek, a w międzyczasie wylądował tu:

Zombie Nation – Kernkraft 400

Ckliwie walentynkowo

rozmowateleoniczna
W sumie to jestem zachowawczą konserwą i staram się nie łykać jak pelikan nowych “tradycji”, które przywiewają do nas zachodnie wiatry. Jeśli chodzi o walentynki, to  mamy wystarczająco malowniczą tradycję Nocy Kupały, żeby celebrować nasze afekty.
Ale skoro już jest okazja, to pozwolę sobie ją wykorzystać i coś w dzisiejszym kontekście zaproponować.

The The – Love Is Stronger Than Death

Continue reading Ckliwie walentynkowo

Bachelorette

serveimageOd dawna szykuję się, żeby napisać coś więcej o Bjork, którą uważam za absolutnie niezwykłe zjawisko, które mamy szczęście obserwować. Nagrała tak dużo wybitnych utworów, że można by tym obdzielić kilka naprawdę bardzo utalentowanych osób. Jest elfem, dla którego warto by zmieniać przebieg autostrad i zrobić park narodowy w miejscu, gdzie mieszka. Jeszcze nie przekroczyłem masy krytycznej i porządny wpis o Bjork pozostaje ciągle w sferze planów, ale kiedyś powstanie.

Słucham “Bachelorette” od 19 lat i ciągle mam ciarki (swoją drogą, mam też inne ciarki, kiedy orientuję się, że są utwory, których słucham od 19 lat).

Granice wyobraźni

Właśnie przeczytałem bardzo ciekawą rzecz. W czasach swojej świetności kartel z Medelin pod wodzą Pablo Escobara, wydawał $2500 (!) miesięcznie na gumki recepturki, które służyły im do robienia plików banknotów. Co równie ciekawe, w swojej księgowości ta wesoła ferajna zakładała roczne straty w przechowywanej gotówce rzędu 10%, ponieważ tyle zjadały im szczury, robaki i niszczyła woda.
Powiem szczerze, że nigdy bym nie wpadł na to, że można mieć tyle pieniędzy.

Pablo Escobar wyglądał tak:Normalnie do rany przyłóż facet.Normalnie do rany przyłóż facet.

Wątpię, czy panowie z Medelin słuchaliby takich dźwięków podszytych bitem, ale ja jak najbardziej:

Everything Everything – No Reptiles

Continue reading Granice wyobraźni

Wuj z Dusseldorfu

Angelina Jolie "Hakerzy"
Angelina Jolie “Hakerzy”

Od 10 dni jakiś – pardon – ch** z Dusseldorfu (przynajmniej tak wskazuje jego  adres IP) próbuje włamać mi się na serwer. Atak jest dość prosty, bo polega na próbie złamania hasła metodą prób i błędów. Naturalnie nasz niemiecki haker nie robi tego sam, tylko w jego imieniu specjalny skrypt,  który wiele razy na sekundę próbuje kolejnych konfiguracji liter, cyfr i znaków, żeby otworzyć cyfrową kłódkę. Hasła raczej nie złamie, bo mam bardzo silne, 128 bitowe i w ogóle enigma prawie. Nasz – dajmy na to – Hans liczy zapewne na wiele numerów kart kredytowych, dane rachunków bankowych z milionami Euro lub czyha na pikantne fotografie członków redakcji, co jestem akurat w stanie zrozumieć, bo, jak wszyscy wiedzą, redakcja Nirguny jest niezwykle atrakcyjna. Nic biedak tam by jednak nie znalazł poza tym, co można zobaczyć zwyczajnie na stronie.

Problem polega na tym,  że jego heroiczne próby generują transfer na serwerze, który to transfer kosztuje, więc jeśli zobaczycie za kilka dni białą stronę z czarnym napisem informującym, że wykorzystany został “bandwich”, to nie jest to moja wina tylko jego. Na razie próby zneutralizowania fagasa nie są skuteczne.

Wiemy już, jak zachowuje się Wuj z Dusseldorfu, rzućmy więc  okiem na Wenus z Willendorfu:

Wenus z Willendorfu
Wenus z Willendorfu

A teraz posłuchajmy czegoś, co nie ma nic wspólnego z hakowaniem, Angeliną i prehistorią.

Coś do porannej kawy albo herbaty, jeśli ktoś popija:
Long Arm – Perfect Morning

Continue reading Wuj z Dusseldorfu