Czasem przychodzą takie chwile, kiedy rytm miejskiego życia dyktowany godzinami pracy, zmianami świateł na przejściach dla pieszych i szumem windy w bloku staje się coraz bardziej trudny do zniesienia. Jakoś bardziej smuci to, że dziewczyna którą od miesięcy mijasz codziennie idąc do biura, nawet raz nie odwzajemni zwykłego, życzliwego uśmiechu, serwując w odpowiedzi do bólu pusty i obojętny wyraz twarzy.
To takie dni, kiedy spotykasz na klatce sąsiada, który wcześniej wyciskał 160 kg na klatę, zawsze był miłym gościem sukcesu, szpanującym dobrą furą i znajomościami “na mieście”, a teraz ledwo wyciska 90 i zapija ćwiartką czystej swoją upadłą firmę i nieudany wypad do pracy w Niemczech.
Cóż, takie dni się po prostu zdarzają. I kiedy natężenie tego wszystkiego przekracza masę krytyczną, włączam sobie “Barakę”. Film mający w sobie prawdziwe wspaniałą właściwość – wyrwanie z kolein codzienności na tysiące kilometrów ponad powierzchnię Ziemi.
Jeśli ktoś nie próbował – polecam.
W zeszłym tygodniu zaliczyłem nobliwe warszawskie wesele spędzając miły czas z, jak już chwaliłem się wcześniej, gwiazdą TVN’u (pozdrawiam :-)). Można zatem chyba już powiedzieć, że jestem celebrytą pełną gębą. W końcu mam szafę i mogę z powodzeniem nazywać się szafiarzem. Ba, mam nawet bloga i na dodatek codziennie bywam na pl. Zbawiciela, co prawda w drodze do/z pracy, ale jednak.
Ten tydzień przynosi kolejny nowy związek małżeński, któremu gorąco kibicuję. Tym razem jednak nie w stolicy a malowniczym Bielsku-Białej – mieście, które dało nam Bolka i Lolka, Reksia i Fiata 126p. Szacun. Właściwie to już nie mogę się doczekać, kogo tam spotkam. Teraz może być to już tylko Megan Fox, Scarlett Johansson albo Charlize Theron. Zatem idę spać i zbieram siły na jutrzejsze harce.
Tymczasem, ja najchętniej pojechałbym znacznie dalej na południe niż do Bielska-Białej:
Gritos De Guerra “Arrinconamela” ze świetnego “Vengo” Tonego Gatlif’a (obejrzeć koniecznie, kto nie widział)
Już od III w p.n.e. Jedwabny szlak łączył Państwo Środka ze Starym Światem, wiążąc dwie potężne cywilizacje. Przez stulecia, wędrowano wieloma drogami niosąc ze sobą towary i idee. Trwało to do czasu, aż pod koniec XVII w. odkryto morską drogę z Europy do Chin, która przejęła ciężar dialogu między kulturami.
Mamy teraz ciekawą sposobność obserwowania procesu odradzania się Jedwabnego Szlaku. Pomimo istnienia gigantycznych okrętów i samolotów Chiny odkurzają stare połączenia z Europą, aby dostarczać do Europy tysiące ton towarów produkowanych przez chińską gospodarkę. Chińczycy oczywiście mogą dostarczać te towary drogą morską, jak ma to miejsce teraz, ale nie chcą tego robić w wymiarze takim jak dotychczas z jednego ważnego powodu. Continue reading Jedwabny szlak i geopolityka→
Mamy już prawie weekend, słońce i wiosnę, więc niby same plusy, ale dziś jednak jest trochę smutny dzień. Rocznica wydarzenia, które na różne sposoby rzuca się cieniem na nasze życie, czy tego chcemy czy nie. Zatem, mimo że zazwyczaj w piątek wrzucam coś żywego i parkietowego, dziś będzie spokojniej – piękny motyw Clinta Mansella ze “Źródła” Aronofsky’ego. A tym, którzy zginęli, niech będzie lekko i spokojnie gdziekolwiek są.
Byłem ostatnio na Suwalszczyźnie. Generalnie staram się bywać tam jak najczęściej, bo to miejsce magiczne i wyjątkowe. Pisał o tym nie będę – kto chce się przekonać, musi się tam wybrać, a jeśli się komuś Suwalszczyzna nie spodoba, to oznacza, że konserwanty z zupek Knorra i antybiotyki z kurczaków wypaliły mu serce i wrażliwość. Pojechałem tam z moimi starymi kumplami, którzy mają mały domek w sercu Puszczy Augustowskiej (nie są gejami, są braćmi). Znamy się z czasów zamierzchłych i niesiemy razem wspólnotę doświadczeń, jaką dzielę kumple, którzy przeżyli wiele licealnych i policealnych imprez i którzy ukochali Suwalszczyznę bardziej niż wszystkie piękne kobiety, które spotkali w życiu. Rozumiecie o co chodzi? Spacerowaliśmy zatem po lesie, chodziliśmy po zamarzniętych jeziorach (bo na Suwalszczyźnie zimą wciąż jest mróz), gadaliśmy z autochtonami, pociliśmy się w saunie, kąpaliśmy w przeręblu i prowadziliśmy bezsensowne męskie rozmowy przy alkoholu. Było zimno, było biało, było zajebiście.
Marcin i Maciek musieli odwiedzić w pewnych celach swojego sąsiada – wielkiego Sławka ze stalowymi dłońmi drwala, które mogłyby zawstydzić samego Pudziana, z którym trenowałem swego czasu na siłowni w Grodzisku Mazowieckim. Przyznam szczerze, że obecność Pudziana wyciskającego seriami 230 kg nie była motywująca. Sławek opowiadał o wielu dziwnych sprawach, w tym o swoich podwodnych połowach szczupaków, prowadzonych za pomocą kuszy, co nie jest najbardziej legalną metodą połowy ryb w naszym kraju. Ile w tych fantastycznych opowieściach o 25 kilogramowych szczupakach wyciąganych na brzeg jest prawdy, tego się pewnie nigdy nie dowiemy, ale biorąc pod uwagę wyraz twarzy Sławka, jego fizjonomię, sposób mówienia i historię jego rodziny (szczególnie brata Wieśka), niewykluczone, że te zdarzenia faktycznie miały miejsce.
Te podwodne opowieści rozbudziły we mnie pewną zaszytą głęboko tęsknotę odkrywania wodnych głębin. Jakkolwiek moim żywiołem jest powietrze i najwięcej radości sprawia mi obcowanie z przestrzenią, to tajemnica kryjąca się pod taflą wody też intensywnie działa mi na wyobraźnię. Co jest tego przyczyną? Nie wiem. Może ukryty gdzieś głęboko w genach lub zbiorowej podświadomości ślad tego, że kiedyś harcowaliśmy po morzach jako malutkie żyjątka zagubione w w wielkiej wodzie? A może oceaniczne wspomnienie pobytu w matczynym brzuchu, w którym nigdy nam niczego nie brakowało i który z tak wielkim krzykiem i lękiem opuszczaliśmy witając się z naszym światem? Może tę zagadkę kiedyś odkryję, ale w międzyczasie podzielę się kilkoma ciekawymi muzycznymi skojarzeniami, które pojawiły się w mojej głowie po wysłuchaniu niesłychanych, podwodnych epopei Sławka.
Tu warto zwrócić uwagę na video: Deaftones – Sextape
Po poniedziałkowym wpisie postanowiłem pociągnąć jeszcze wątek szpiegowski. Popełniłem na ten temat tekst na drugim blogu, a dziś pociągnę go jeszcze od strony muzycznej. Bardzo lubię kino szpiegowskie i postanowiłem wybrać najlepsze motywy muzyczne z kina tego gatunku. Poniżej efekty mojej kwerendy, utwory w kolejności chronologicznej.
Ze świetnego “Północ, północny zachód” – Bernard Hermann “Prelude” (1958).
Pierwszy w zestawieniu Bond – “Doktor No” i absolutnie niesamowita Shirley Bassey do muzyki Johna Barry’ego (1964).
Ten motyw ze “Stawki większej niż życie” nie jest tu z sentymentu, to naprawdę jest zajebisty kawałek. “Muzyka początkowa” i Jerzy ‘Duduś’ Matuszkiewicz (1967).
Jak rapowano kiedyś w Polsce “Niczym Tom Cruise, obracam wszystko w gruz” czyli “Mission Impossible” i stary motyw z serialu przerobiony przez połowę U2, czyli Adam Clayton & Larry Mullen (1996).
Drugi Bond, czyli oryginalny motyw przerobiony przez Moby’ego w “Tommorow Never Dies” (1997).
Podobnie jak w przypadku “Mission Impossible” na nowo przerobiony stary motyw z serialu – “Święty” i Orbital (1997).
Trzeci Bond (“Tommorow Never Dies“) i Garbage (1999)
Druga część “Mission Impossible” i mocniejsze uderzenie Limp Bizkit (2000) Mocny punkt mojej playlisty treningowej.
A na koniec motyw z najlepszego szpiegowskiego filmu z Bliskim Wschodem w tle, czyli “Syriany“. Przepiękna, chociaż smutna “Syriana Suite” Alexandra Desplat.
Apdejt:
Tak sobie pomyślałem, że brak oryginalnej wersji motywu bondowskiego to jednak fo pa, zatem dla porządku:
The original of Filter’s song is, let’s say…, OK, but it’s just another american band tune with pretentious video targeted to college students. But in Hybrid mix is a different story – it sounds like Trent Reznor and Fluke mixed it together and gave it some industrial touch combined with broken beats straigh from mid ’90.
This version is a part of a soundtrack to “Valentine” film from 2001.
I haven’t posted any soundtrack for a very long time, so now to catch up a little bit – from the beautiful film “Himalaya” by Eric Valli tune called “Le Lac”.
Craig Armstrong is a brilliant composer. His ability of combining various stilistics with no dissonance is exeptional. And here one of his best works from “Plankett & Mcleane” film score. Here, witin 4 minutes, You can expirience classic, electronic and drum’n bass music as one and complete story. Sublime.