Jęki Jamesa

serveimage
Zawsze miałem problem z Jamesem Blake‘iem. Nie da się ukryć, że chłopak ma talent i własny styl, o który naprawdę dziś niełatwo, ale te jego pojękiwania nie pozwalały mi za często wracać do jego płyt. Okazuje się jednak, że jego ostatni album (The Colour In Anything) jest naprawdę całkiem niezły. James wciąż zawodzi, ale robi to naprawdę ze smakiem. Znajduje fajne brzmienia i potrafi utrzymać klimat. Płyta może trochę za długa, ale warto się zainteresować.

A ten kawałek jest naprawdę fajny – James Blake – Radio Silence

cały album:

J23 znowu nadaje

serveimage
Trochę wieś z tą ciszą w eterze, ale nie miałem weny, chęci i kilku innych rzeczy, więc strona leżała odłogiem. Jakiegoś huraganu wpisów bym się teraz nie spodziewał, ale jeżeli jakaś ładna nuta wpadnie mi w ucho, to nie będę jej trzymał tylko dla siebie.
Na przykład taka jak ten kawałek najlepszego japońskiego producenta hip-hopowego:

Nujabes – Voice of Autumn

Wielkanocnie

WielkanocTen kawałek Gus Gus był już tu kiedyś, ale jest tak ładny i tak bardzo pasuje w ten świąteczny czas, że nie zawaham się go użyć jeszcze raz.
A przy okazji, w tych naszych dziwnych czasach, życzę Wam życia nie pozbawionego wartości –  życia zupełnie niepostmodernistycznego.

Gus Gus – Believe (16B Remix)

I Wanna Be Adored

serveimageOd kilku miesięcy zbieram się, żeby zrobić “Nirgunowy top wszech czasów“. W zamierzeniu miał mieć 100 pozycji, ale do tej pory nie jestem w stanie zejść poniżej 250. Zadanie jest karkołomne, bo staram się na jednej liście zmieścić szeroko pojęte granie gitarowe i elektroniczne, a to już nie jest prosta sprawa. Gdyby zostać przy samych gitarach, to pewnie byłaby to wariacja na temat topu trójkowego (w moim przypadku z dużą reprezentacją zimnej fali i post-rocka), a tak trzeba pogodzić Beatelsów z The Prodigy i Murcofem. Typowa sytuacja z greckiej tragedii.

Selekcja chyba jeszcze trochę potrwa, ale już wiem, że bardzo wysoko będzie ten singiel The Stones Roses, bo to jest po prostu jeden z lepszych kawałków w historii rocka. Kropka.

The Stone Roses – I Wanna Be Adored

Odrobina perwersji

AnjaRubik
Po nieco górnolotnych ostatnich dwóch wpisach czas chyba zejść nieco na ziemię i wrócić  bardziej do siebie. W ciało. Bo nic tak nie potrafi nas zakotwiczyć w rzeczywistym tu i teraz jak nasza, jakże donośna i uporczywa, cielesność. Ma ona swoje gorsze i lepsze strony, ale zajmijmy się dziś tymi ostatnimi, bo pierwsze i tak zawsze znajdą czas i sposób by upomnieć się o siebie.
Zatem, na dobranoc odrobina nieprzyzwoitości zamkniętej w dźwiękach i obrazach.

Na początek rosyjska elektronika:

Continue reading Odrobina perwersji

Czas na prowincję

Fot. Wiktor Wołkow
Fot. Wiktor Wołkow

Coś widzę, że muszę jednak gdzieś szybko wyjechać za miasto na prawdziwą prowincję Polski “B” a może nawet “C”. Tam, gdzie życie toczy się nie w jakieś galerii handlowej albo Biedronce, ale w zwykłym spożywczymi i tam, gdzie w maju babinki siadają przy kapliczkach rozmawiając popołudniami z Matką Boską.
Jakieś eskapistyczne tematy za mną chodzą, oglądam kino drogi, a w międzyczasie słucham dźwięków bluegrass’u i americany wiejących gdzieś na równinach midwest’u. Trochę strun, czasem smyczki, prosty głos i dużo szczerości wystarcza.
No, to w drogę…

Trampled by Turtles – Midnight on the Interstate
Continue reading Czas na prowincję

Baraka

baraka
Czasem przychodzą takie chwile, kiedy rytm miejskiego życia dyktowany godzinami pracy, zmianami świateł na przejściach dla pieszych i szumem windy w bloku staje się coraz bardziej trudny do zniesienia. Jakoś bardziej smuci to, że dziewczyna którą od miesięcy mijasz codziennie idąc do biura, nawet raz nie odwzajemni zwykłego, życzliwego uśmiechu, serwując w odpowiedzi do bólu pusty i obojętny wyraz twarzy.

To takie dni, kiedy spotykasz na klatce sąsiada, który wcześniej wyciskał 160 kg na klatę, zawsze był miłym gościem sukcesu, szpanującym dobrą furą i znajomościami “na mieście”, a teraz ledwo wyciska 90 i zapija ćwiartką czystej swoją upadłą firmę i nieudany wypad do pracy w Niemczech.

Cóż, takie dni się po prostu zdarzają. I kiedy natężenie tego wszystkiego przekracza masę krytyczną, włączam sobie “Barakę”. Film mający w sobie prawdziwe wspaniałą właściwość – wyrwanie z kolein codzienności na tysiące kilometrów ponad powierzchnię Ziemi.
Jeśli ktoś nie próbował – polecam.

Hariprasad Chaurasia – Sounds of Silence