Monthly Archives: January 2015

Rozwiązanie KONKURSU

Wiem, że wstrzymywaliście oddech przed tą chwilą. Przepraszam za opóźnienie, ale już jest po wszystkim. Znani są zwycięzcy 2 edycji konkursu “Żebr o lajk”.  Jako, że były problemy z wyłonieniem uczestników losowania, dla zachowania pełnej transparentności ekipa TVN 24 – stacji, która nadaje całą prawdę całą dobę – zarejestrowała uroczysty moment losowania. Szczęśliwych zwycięzców wylosowała najprawdziwsza sierotka. Zapraszam do obejrzenia relacji. Gratuluję zwycięzcom, nagrody prześlę pocztą.

Wieje

Rozstrzygnięcie konkursu muszę niestety przełożyć na później bo znów nie wyświetliły mi się wszystkie udostępnienia i nie wiem, kto w końcu powinien wziąć udział w losowaniu. Jeśli udostępniliście wpis z FB u siebie na wallu zalajkujcie albo skomentujcie ten post i wtedy dołączę Was do losowania. Przepraszam za kłopot, ale FB mi się krzaczy.


Wiatr
Fot. leosphere.com

Podobno osoby mieszkające obok wiatraków generujących prąd, zapadają znacznie częściej na różne zaburzenia psychiczne niż przeciętna populacji. Specyficzne wibracje generowane przez łopaty wirników wpływają dość nieciekawie na zdrowie mentalne ludzi mieszkających w sąsiedztwie tychże i znacznie więcej jest tam wypadków nerwic, psychoz i tym podobnych atrakcji.

Nie wiem, czy robiono na ten temat badania, ale ja chciałem zasygnalizować możliwość negatywnego wpływu silnego wiatru na zdrowie mieszkańców wyższych pięter bloków. Znów piździło niemiłosiernie przez dobre 3 dni i pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że mam dość wiatru. Generalnie wiatr uwielbiam, podobnie burze, ale teraz przyszło zmęczenie materiału. Wcześniej wiało chyba przez tydzień i to tak mocno, że mi się na 12 piętrze zaczęły rozszczelniać plastikowe okna, a z otworów wentylacyjnych dęło tak, jakby zamontowali tam pod moją nieobecność jakieś turbiny. Jak powieje mocno przez noc to ja rozumiem, ale jak piździ kilka dni bez przerwy to ja dziękuję.
Z tego miejsca chciałem zatem zaapelować do przedstawicieli świata nauki o przeprowadzenie badań na temat wpływu długotrwałych silnych wiatrów na mieszkańców wyższych pięter budynków mieszkalnych, a przedstawicieli mojej spółdzielni mieszkaniowej o wypłacenie stosownych rekompensat finansowych za uszczerbki w zdrowiu psychicznym.

Na sterane wiatrem nerwy proponuję najnowszy kawałek zrobiony przez Anitka (Aniteka? – nie wiem jak to odmieniać) doprawiony kawałkiem monologu w wykonaniu Allana Wattsa – jednego z lepszych XX-wiecznych amerykańskich specjalistów od duchowości wschodu. Fajnie dźwięki Anitek składa i warto zajrzeć na jego profil na Soundcloud. Ten i sporo innych utworów jest do ściągnięcia za darmo.

Miłego tygo(dnia).

Tab & Anitek – SleepyTimeGuy

KONKURS “Żebr o lajki” vol. 2

Konkurs
Z okazji 700 wpisu startuje kolejna edycja konkursu na Facebooku i Twitterze pt. “ŻEBR O LAJKI” . Zasady te same co wcześniej, czyli:

  • aby wziąć udział w konkursie, należy:
    na Facebooku udostępnić na swoim profilu dowolny z fejsbukowych wpisów Nirguny lub sam fejsbukowy profil strony
    (WAŻNE! udostępniamy tylko wpisy z profilu na FB! Nie liczą się kliknięcia pod wpisem na stronie)
    na Twitterze zrobić retweet wpisu
  • w losowaniu nagród wezmą udział wszyscy, którzy udostępnią wpisy/twitty do 20.00 w najbliższą niedzielę (11.01)

Nagroda główna: Singiel CD “Zdobyć świat EP” zespołu Pudzian Band (stan bdb)
Nagroda pocieszenia: LP CD “The Broadway Album” Barbary Streisand (stan bdb)
(nagrody dotrą do zwycięzców na koszt redakcji)

Ciemność słyszę, słyszę ciemność

Właśnie się zorientowałem, że wczorajszy wpis był 700-nym w historii Nirguny – mamy zatem kolejny powód do świętowania (a przynajmniej ja mam). Z tej okazji nie omieszkam niedługo ogłosić 2 edycję KONKURSU z jeszcze bardziej atrakcyjną nagrodą niż poprzednio.


Top100Jak co roku o tej porze przeglądam sobie zestawienia najlepszych zeszłorocznych albumów i utworów w szeroko pojętej muzyce elektronicznej i wydaje mi się, że gdyby jakaś wyższa inteligencja z kosmosu przesłuchała większość pozycji wyróżnionych przez różne szacowne strony i magazyny, uznała by ludzkość za jakieś prymitywne drobnoustroje.
Wtórność i toporność tego co podobno jest najlepsze jest załamująca. Jeżeli przytrafi się utwór nie mający od początku do końca beatu na 4/4, rzuca się to od razu w uszy niczym Suzuki Hayabusa na wolnym wydechu. W większości przypadków brzmi to jak radosna twórczość początkujących nastolatków, którzy odkrywają możliwości komputera podarowanego im na gwiazdkę przez św. Mikołaja.  Powoli zaczynam podejrzewać, że istnieje tajna, muzyczna Grupa Bilderberg gromadząca właścicieli wytwórni płytowych, producentów i co ważniejszych muzyków. Ta grupa co jakiś czas się spotyka i ustala, co będzie grane  w najbliższych latach. Na ostatnim zjeździe rozmowa prawdopodobnie wyglądała tak:

– A: Kochani, nie za dużo melodii w tej muzyce ostatnio dajemy?
– B: Ale, że co? Złe są melodie?
– A: No nie, melodie i skomplikowane kompozycje są bardzo fajne, ale ktoś to musi pisać. Mało jest  teraz takich ludzi. Quincy ma się źle, chłopaki z Massive Attack za dużo jarają, Janusz Stokłosa nie ma weny. W pop’ie, elektronice i hip-hopie ciemna dupa. Nie ma ludzi, kurde!
– C: To prawda, A ma rację. Młoda wiara nie umie grać na instrumentach, przyssała się do Logica, Abletona i chuj wie czego, męczy ciągle te same sample pack’i z netu, nie mówiąc o ciągłym rżnięciu ze starych kawałków na potęgę  i z beatu potrafi ułożyć tylko ścieżkę na 4/4. Nędza, panowie!.
– Racja! Prawda! Trzeba coś z tym zrobić!! (głosy z sali)
– B: To wypieprzmy te melodie i harmonie i będzie po problemie.
– D: Ale tak całkiem?
– B: Całkiem może nie. Jak komuś czasem się uda coś złożyć do kupy, to niech już tak zostanie, ale generalnie melodie wypierdalamy, zostawiamy beaty, do tego jakieś sampelki, rapowanie gościa można dodać, refren laski, trochę efektów i starczy. Młodzi nie będą się podłamywać, że nic nie potrafią, ludzie szybko się do tego przyzwyczają, bo nie będzie nic innego  i będą kupować, ściągać, streamować jak leci. Mamy postmodernizm w końcu, nie? Do tego składania dawno zużytych klocków mamy dobrą ideologię.
– Świetny pomysł! Tak zróbmy! (głosy z sali)
– A: OK, w takim razie tak będziemy grali przez najbliższe 5-7 lat.
Następuje koniec spotkania uczestnicy udają się na bankiet.

Na pewno tak było. I żeby była jasność – ja uwielbiam muzykę prostą, lapidarną, ubogą w środki i bardzo lubię beat na 4/4, ale to nie może być wszystko, co muzyka (szczególnie) elektroniczna ma do zaoferowania. Na początku lat ’90 w tworzeniu muzyki przyszła rewolucja związana z upowszechnieniem komputerów i oprogramowania do tworzenia muzyki. Samplery i inne instrumenty trafiły pod strzechy i powstało zupełnie nowe spojrzenie na muzykę. Pojawiły się nowe przestrzenie, a zupełnie nowe brzmienia dały muzykom możliwość malowania muzycznych pejzaży, o których nikt nie miał wcześniej pojęcia, bo nie było narzędzi, które mogły by je stworzyć. To zderzenie ciekawych czasów, postępu technologii i co najmniej 2 zdolnych pokoleń, zaowocowało ponad 10  cholernie ciekawymi muzycznie latami.

Zawsze trafi się jakaś perła, dwie czy nawet piętnaście, ale nie ma co ukrywać, że mamy ogromny zastój od muzyki popularnej po bardzo alternatywne i z natury mało przystępne nisze. Wydaje mi się, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy (poza muzyczną Grupą Bilderberg naturalnie – swoją drogą to nie najgorszy pomysł na nazwę kapeli) jest fakt, że obecnie muzykę tworzy pokolenie wychowane od małego w świecie komputerów. W większości wypadków nienauczeni komponowania i grania na żywych instrumentach artyści pracują na programach komputerowych, które mimo, że dają możliwość eksploracji zupełnie nowych brzmieniowo rewirów, wpychają ich w podyktowany interfejsem i strukturą oprogramowania schemat tworzenia. Ten schemat słyszymy ciągle i ciągle na nowo aż wątroba człowieka od tego boli. Wydaje mi się, że można się z niego wyrwać, albo będąc naturalnie zdolnym albo znając zasady kompozycji i tworzenia harmonii. Ich znajomość (intuicyjna lub wyuczona) pozwala tworzyć z jednej strony muzykę bogatszą i zróżnicowaną jak i prostą i powtarzalną w sposób ciekawy i niebanalny. Nie jestem muzykiem i nie wiem, czy rzeczywiście tak to działa, ale taka mnie nęka w tej kwestii intuicja. Pewnie ważne przyczyny tego co słyszymy tkwią w świecie, który nas dziś otacza, ale to temat na inny wywód.

Efekt tego wszystkiego taki, że zanim znajdę coś fajnego, co mógłbym Wam podrzucić (poza starszymi rzeczami rzecz jasna) muszę odsłuchać długie godziny brzmieniowej hochsztaplerki udającej muzykę alternatywną. Ja szczerze dziękuję za taką alternatywę. Na szczęście zawsze coś miłego dla ucha się jednak uda człowiekowi wyszperać i wtedy radość tym większa.

Na przykład takie ładne rzeczy w malowniczym Detroit niejaki Tall Black Guy robi. Ten pan słucha starych rzeczy z miasta Motown i potrafi do nich nawiązać całkiem współczesnym brzmieniem. Płyta “8 Miles to Moenart” jeszcze z 2013 roku więc może nie świeżynka, ale stara też nie. Cała bardzo dobra więc polecam odsłuchać, a tym czasem nr 4 z tejże:

Tall Black Guy – There’s No More Soul

 

PS. Za kilka dni wrzucę swój TOP 2014.

Na rozgrzanie

Dziś mamy święto Trzech Króli, ale nie można zapominać, że dziś Wigilię Bożego narodzenia obchodzi Kościół prawosławny. Zatem Wszystkiego Dobrego dla wszystkich  świętujących.

2516
Fot. www.lolx.pl

Na rozgrzanie wygrzebałem 9 przyjemnych i łagodnych drum’n bassowych kawałków, co byście sobie w zimowe dni czas mogli nimi umilić. Sporo tu przestrzeni, łagodnych dźwięków i energii trochę. Lubię przy takiej muzyce pracować. Może Wam też się spodoba.

Blu Mar Ten feat. Agne Genyte  – Somewhere

Adam F – Music in my Mind

Carlito – Diffusion Room

Continue reading Na rozgrzanie

Do It Sideways!

Fot. www.gmotors.co.uk
Fot. www.gmotors.co.uk

Podobno w każdym z nas jest trochę dziecka. Podobno znacznie więcej dziecka jest w mężczyznach niż w kobietach i coś w tym powiedzeniu chyba jest. Dziś w Warszawie można zaobserwować tę prawdę w sposób bardzo jaskrawy.

Jakieś 2 godziny temu spadło u nas całkiem sporo śniegu, ulice są białe i pewnie będą jeszcze dłuższą chwilę, zanim wszystko się roztopi albo (co znacznie mniej prawdopodobne) odśnieżą miasto nasi kochani drogowcy. Ulice w śniegu to ulice śliskie, a ten fakt w głowie wielu mężczyzn powoduje zapalenie się małej czerwonej lampki z ikonką przypominającą o istnieniu hamulca ręcznego. W uprzywilejowanej pozycji są właściciele aut tylnonapędowych i 4×4, którzy bez większych problemów mogą wchodzić w zakręty, albo na ronda obserwując drogę przez boczną szybę. Reszta szarpie za ręczny i robi to samo wyzwalając w sobie nie mniejsze ilości serotoniny niż amatorzy czekolady, o której mowa była wczoraj.

Co tu dużo gadać, należę właśnie do powyższej grupy i w takie dni mój wysłużony Passat kombi zmienia się w Passata WRC i wściekle atakuje ustronne winkle niczym M3 na utwardzonym zawiasie. Taka aura powoduje, że dorośli faceci mający opisaną przypadłość, niczym wiedzione instynktem lemingi biegnące na skraj przepaści, gromadzą się na placach parkingowych pod marketami i jak dzieci prują bokiem swoimi furami. Zrobiłem to przed chwilą i ja. Obok siebie ślizgały się młode łebki w starej beemce E30, jakiś starszy gość w C-klasie, 2 trzydziestolatków w Fabii kombi i dwóch 40-50 latków w Jeepach Grand Cherokee z bulgoczącymi V8’kami HEMI. Wśród nich również ja kilkukrotnie osiągnąłem drugą prędkość kosmiczną zmuszając mojego Passata do wielokrotnej zmiany geometrii.
Jeżdżą tacy w kółko, cieszą się jak dzieci i nie chcą przestać do momentu, kiedy zabawy nie przerwie ochrona albo policja. Jest to oczywiście bez sensu z ich strony, bo to chyba dobrze, że ludzie ćwiczą sobie kontrolowane poślizgi w bezpiecznym miejscu, co może uratuje komuś życie albo zdrowie w niebezpiecznej sytuacji. Ale ordnung muss sein i jeździć w Polsce bokiem, nawet poza drogami publicznymi, nie wolno.

Poślizga się tak człowiek chwilę i od razu lepiej się czuje. Przyznam, że do tej części dziecka w sobie mogę się już bez wstydu przyznać. A potem wrócić do domu, usiąść na kanapie i posłuchać tej genialnej piosenki Kate Bush:

Kate Bush – 50 Words For Snow

Czekolada

Wpis ze specjalną dedykacją dla K.

Są na świecie pewne oczywistości. Pierwsza z nich to oczywista oczywistość, ale nie o niej tutaj mowa, bo polityki staram się tu nie poruszać. Są oczywistości takie jak to, że chleb spada zawsze posmarowaną stroną w dół, Beatlesi byli lepsi od Rolling Stonesów, Legia jest lepsza od Lecha, Sean Connery był lepszym Bondem niż Moore i takie tam.  Nie ma z nimi dyskusji i dzięki temu nasze życie pełne niejasności i niewiadomych zyskuje enklawy pewności.

Jest też oczywistość taka, że jak czekolada leży w domu, to ją zjadamy, a nie każemy jej leżeć na półce, kurzyć się i czekać na nie wiadomo co. Szczególnie, jeżeli jest to prezent. Czekolada jest po to, żeby zmieniać nasze życie na lepsze, ale jest to możliwe tylko wtedy, kiedy ją zjemy i pozwolimy na zwiększenie poziomu serotoniny w naszym organizmie i inne alchemiczne przemiany, które czekolada dokonuje w naszych ciałach i umysłach.  Jak jej nie zjemy, to tak jakbyśmy sobie kupili Astona Martina DB9 i postawili w garażu nigdy nie wyjeżdżając nim na drogę. Obciach i bezsens. Zatem niezjedzona czekolada na półce, to taki Aston Martin, którym nikt nie jeździ i rdzewieje z każdym dniem tracąc na wartości. Do takich rzeczy dopuszczać nie wolno. Dajcie szansę czekoladzie zmienić swoje życie.

 Tindersticks – Chocolate

Ruiny

Portico Quartet a od niedawna Portico to jedno z moich zeszłorocznych odkryć. Co prawda panowie grają w Londynie od 2005 roku, ale ja zazwyczaj orientuję się o istnieniu ciekawych zespołów wtedy, kiedy już się rozpadną więc nie jest tak źle. Za bardzo rozpisywać się na ich temat nie ma sensu, wystarczy pokazać, że nagrywają kawałki jak poniżej. Nie biorą jeńców i pozostawiają za sobą ruiny.

Portico Quartet “Ruins”

Produkt jakościowy

Witam w kolejnym pięknym roku, który zaczynam nieco popowo, ale bynajmniej nie oznacza to, że  na Nirgunie będzie bardziej popularnie w tym roku. Jakoś tak łagodniej chciałem się przywitać z nowym styczniem. Swoją drogą to nie mogę zrozumieć tych, którzy w sylwestra wywalają fajerwerki w powietrze już od samego rana. Taka mała zagwozdka. W Warszawie znów wieje tak mocno, że człowiek czuje się tak, jakby mieszkał na Azorach.

Ad rem. Muzyka popularna, oprócz tego że jest popularna, ma to do siebie, że często goniąc za swoim sukcesem schlebia gustom ogółu tak bardzo, że brzmi tak, jak możemy tego słuchać w radiu na co dzień, czyli zazwyczaj bardzo słabo. Na szczęście trochę dobrego wciąż można usłyszeć nie buszując po jakichś niszowych miejscach w sieci, tylko obserwując to, co się dzieje w mainstream’ie. Swoją drogą teraz dopiero, oglądając MTV czy nie daj Boże Eska TV,  można docenić na jak wysokim poziomie stał pop w latach ’70, ’80 czy nawet ’90.

Poniżej, stary wyjadacz Womack, wziął do siebie na chwilę Lanę – która może i jest uszytym przez marketingowców produktem, ale produktem naprawdę atrakcyjnym – i pokazał, że można.

Bobby Womack – Dayglo Reflection (feat. Lana Del Rey)