Monthly Archives: December 2014

Nuta na niedzielę

Wczoraj byłem na urodzinach A. na Powiślu. Całkiem sympatycznie było, tylko w salonie, w centralnym miejscu, wisiała duża reprodukcja obrazu Jacksona Polloka. Ja nie wiem jak można odpoczywać z Pollokiem na ścianie. W sypialni natomiast (była tam prowizoryczna szatnia, żeby nie było) narzeczony A. trzyma na stoliku w sterylnej gablocie kolekcję drogich zegarków automatycznych. Problem w tym, że te sikory ciągle się kręcą jak ampułki z krwią w ambulatorium,  co by nie stanęły. Ja bym z taką wirującą gablotą w życiu nie zasnął. Podobno ludzie mieszkający blisko elektrowni dużo częściej zapadają na choroby psychiczne. To teraz wyobraźcie sobie, że codziennie, przez całą noc kręcą wam się zegarki metr od łóżka. To z pewnością jest bardzo niebezpieczne.

Poznałem tam jeszcze mało popularną aktorkę, która właśnie dostała główną rolę w serialu z innymi, bardzo popularnymi już aktorkami. Przestrzegłem ją przed zgubnymi meandrami sławy, ścianek, czerwonych dywanów i Pudelka. Potem rozmawialiśmy o życiu, przeszłości i szamanizmie syberyjskim. Ciekawa postać.

A teraz wracam oglądać “Goonies”.

Charles Schillings “Sunday Drive”

2 metry poniżej mułu – Oda do dzisiejszej aury

(Jak ktoś ma problemy z depresją, to dzisiejszego wpisu nie polecam)

Jest tak szaro i buro, że chyba nie ma co się wygłupiać i udawać, że jest inaczej i puszczać jakieś pozytywne słoneczne kawałki. Wręcz przeciwnie, postanowiłem wziąć okoliczności przyrody na klatę i zilustrować je odpowiednio depresyjnymi i dołującymi utworami muzycznymi.
Znalazłem w moim przepastnym archiwum zakładek 3 następujące kawałki, które sprzyjają konfrontacji z jungowskim cieniem, który niechybnie posiada każdy z nas. Nie są to może dźwięki sprzyjające dobremu nastrojowi i można nie dotrwać słuchając do końca, ale mimo wszystko to całkiem niezła muzyka. W końcu nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Oneohtrix Point Never – Replica

The Mount Fuji Doomjazz Corporation – Space

Andy Stott – Numb

Zaorane układanki – recenzja “HV/Noon”

HV_Noon

Na koniec roku Hatti Vatti do spółki z Noon’em nieźle zamieszali na naszym podwórku. Większość redakcji miała już poukładane topy najlepszych płyt tego roku, a panowie na początku grudnia wydali album, który zaorał wszystkie misternie przygotowane układanki.

“HV/Noon” to projekt dryfujący gdzieś między hip-hopem a elektroniką. Z tego co widzę, ludzie oceniają go jako stricte hip-hopowy, ale według mnie ze względu na to, w jaki sposób funkcjonuje tu muzyka (co najmniej równorzędny w stosunku do tekstów) bliżej prawdy byłoby mówienie tu o trip-hopie, chociaż nikt już tej nazwy nie używa.

Właśnie, muzyka. Noon zawsze był dla mnie jednym z najlepszych polskich hip-hopowych producentów. Na tyle dobrym, że (całe szczęście) wyrósł z tej roli i zafunkcjonował jako niezależny twórca wydający solowe płyty. Pozwoliło mu to w pełni pokazać jak utalentowanym jest muzykiem. Trochę narzuca mi się tu analogia z Clams Casino, który wydając “Instrumentals”, płytę zawierającą pozbawione rapu podkłady, nagle zaczął być postrzegany jako jeden z najciekawszych twórców sceny elektroniczo-hip-hopowej. Hatti Vatti, to z kolei jedna z bardziej interesujących postaci naszej elektroniki z bardzo ciekawym, specyficznym, miękkim i przestrzennym klimatem utworów. Połączenie tych dwóch wrażliwości dało naprawdę ciekawe efekty, do których przyczynili się dodatkowo goście biorący udział w nagraniu płyty. Na albumie przeplatają się kawałki instrumentalne i te z wokalami, klimat jest dość ciemny, przydymiony, nieśpieszny, zawieszony gdzieś w przestrzeni. To trochę tak jakby HV i Noon przez kilka miesięcy przed nagraniem płyty słuchali głównie Murcofa, Steva Namlooka, oglądali czarno-białe zdjęcia z ostatnich 20 lat swojego życia, a potem weszli do studia i z pomocą Eldo, Hadesa, Jotuze, O.S.T.R., Małpy i Misi Furtak nagrali to, co nagrali.

Co od razu słychać po przesłuchaniu tej płyty, to że nagrali ją ludzie dojrzali. Dojrzali muzycznie i dojrzali tekstowo. Tu nie ma młodzieńczej zajawki, planów zdobywania świata, infantylności i wielu innych charakterystycznych dla wielu hip-hopowych płyt młodych wilków cech. Słychać, ile czasu minęło od nagrania “Świateł miasta”, gdzie nieco drażniło mnie egzystencjalne zacięcie chłopaków. Teraz nie ma na to miejsca, bo opowiadają starsi faceci (i jedna nieco młodsza dama), którzy wiedzą, o czym mówią, mają już inną, znacznie bardziej wyrobioną perspektywę. W tę męską opowieść niepostrzeżenie wślizguje się na chwilę Misia Furtak, która ślicznie żali się na huczenie i zawartość swojej głowy.

Świetnie się tego słucha. Ta muzyka wciąga, ma wiele płaszczyzn i odsłania powoli różne przestrzenie. Odsłania w sposób bardzo ciekawy i przemyślany. To są rzeczy, które nieczęsto można powiedzieć o polskim hip-hopie, szczególnie w warstwie muzycznej.  Ale jak już zaznaczyłem wcześniej, nie jest to dla mnie płyta czystko hip-hopowa, zbyt duża jest tu dla mnie rola samej muzyki. A jeżeli nawet uprzeć się – jak chce wielu – że tak jest, to z pewnością jeden z najlepszych polskich hip-hopowych albumów jakie słyszałem.

Ocena: 8,5/10

Hatti Vatti & Noon
“HN/Noon”
Nowe Nagrania
2014

HV/NOON – “HEIMAT” (JOTUZE)

Cały album:

Dobre bo polskie – Jamal na Peronie

Właśnie skończyłem błogie odsłuchiwanie muzyki z K. i A., którzy wpadli niespodziewanie. Biedny K. pluje sobie w brodę, bo kiedyś sprzedał mi świetne kolumny Acustic Energy, które hulają aż miło, a sam się męczy na jakimś plastikowym wykwicie z wtryskarki ze znaczkiem Sony. Takie życie – biznes nie zna litości. Z nieukrywaną satysfakcję utwierdzam się w przekonaniu, że na moim stereo to naprawdę mucha nie siada. Nie jest to żaden chłam, ale high-end też nie, a daje takie podróże, że chyba tylko moim sąsiadom może się to wszystko może nie podobać.

Skoro już przeszedłem na polską stronę mocy, to chyba wypadałoby zacząć jakimś ojczystym akcentem. Może to mało błyskotliwa konstatacja, ale kto powiedział, że jestem błyskotliwy? Zatem dziś będzie polski kawałek, a jutro, jak czasu starczy, może i recenzja jednej z najlepszych polskich płyt tego roku.

Poniżej Jamal i “Peron”.  Jeden z niewielu polskich zespołów, który zdaje się grać bez kompleksów i korzystać z tego, co daje język polski.  Nie mam pojęcia do jakiej, kategorii zaliczyć ten utwór więc, wrzucam do hip-hopu.

ŁAMIĄCA WIADOMOŚĆ: NIRGUNA OD DZIŚ PO POLSKU!!

Czasami człowiek staje się ofiarą swojego sukcesu. Nirguna.pl niepostrzeżenie stała się megapopularnym i tak niezwykle opiniotwórczym blogiem muzycznym, że redaktorzy wszystkich Piczforków, Mixmagów i innych Resident Adwajzorów, zanim usiądą do pisania recenzji, najpierw wchodzą na tę stronę i sprawdzają, co mi się podoba. Kiedyś, we śnie odwiedził mnie nawet John Peel i powiedział, że u siebie na górze regularnie sprawdza, co ostatnio wrzuciłem. Ci redaktorzy zazwyczaj mają problem, bo podobają mi się raczej rzeczy starsze, a oni piszą głównie o tych nowych i mają nieustanny mindfuck. Teraz już wiecie, dlaczego tak trudno być recenzentem muzycznym w tych czasach i dlaczego rankingi na płyty i kawałki roku wygrywa zazwyczaj jakiś chłam. Wszyscy czekają na to co ja napiszę o nowościach, a ja o nowościach prawie wcale nie piszę, więc oni piszą, że dobre jest to, co dało im najwięcej hajsu pod stołem. Proste.
Co tu dużo gadać – tą stroną żyje muzyczny świat (mimo że Facebook i Google ciągle prowadzą skrytobójczą walkę o jak najmniejszą liczbę lajków i odsłon), ale nie żyje nią Polska. I to się musi zmienić.

NIRGUNA.PL OD DZIŚ BĘDZIE PO POLSKU!! Robię to dla Was Polacy i dla Ciebie Polsko. Dla Was, żebyście po polsku mogli czytać moje jednozdaniowe opisy, te perły rekomendacji, pełne artyzmu impresje, które w ojczystym języku będą jeszcze bardziej wyrafinowane i błyskotliwe. Dla Polski, ponieważ to jedyny sposób, żeby zmusić zagranicznych redaktorów i rzesze moich fanów, aby zaczęli uczyć się polskiego. Teraz już będą po prostu musieli.

Jeszcze nie wiem, czy będzie mi się chciało coś tłumaczyć na polski wstecz (pewnie nie), ale na pewno będzie mi się chciało więcej pisać, bo – jak powiedział niegdyś A. Wajda – “myślę po polsku i dlatego będę mówił po polsku” i jakoś to pisanie łatwiej przychodzi mi w tym naszym szeleszczącym narzeczu..

Jeżeli uznacie to za dobry pomysł – a jest to dla mnie oczywista oczywistość – to wrzućcie proszę info o Nirgunie na wasze walle, co by Wasi bliżsi i dalsi nie stracili wspaniałej możliwości obcowania z prestiżowym i ekskluzywnym blogiem, który kiedyś zaprowadzi mnie niechybnie na Pudelka i do Pałacu Prezydenckiego, gdzie otrzymam za swoją ciężką pracę odznaczenie państwowe. Dziękuję.

Igor

Aplauz

applause-gif-3

Obama

Putin-clapping-gif-Imgur-v5Mp

Kim-Jong-Un-clapping-gif

BREAKING: Nirguna turns to Polish!!

Dear All,

Nirguna is here since July 2010. From the begining I wanted to run it in English to reach as vast audience as possible. After over four years the mission is accomplished. Even young kids in the middle of Africa are waiting everyday for new post on this website.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Young children in Kenya are happy after listening to another great song from Nirguna.pl on a laptop provided by UN.

Every important musical journalist looks what do I think about some tracks before he’ll start to write their review. It’s been told that John Peel once said:

“If Nirguna.pl was present during my life I would visit it everyday”.
John Peel

Unfortunately this website is not such big success in Poland so I decided to do something with it. FROM TODAY THIS BLOG WILL BE WRITTEN IN POLISH. Sorry for inconvienience but also Poles must have opportunity to read my brilliant comments and recomendations. Nevertheless, play button on youtube films has no language and you can still enjoy the finest selection of music in the web.

Yours,
Igor