Zaorane układanki – recenzja “HV/Noon”

HV_Noon

Na koniec roku Hatti Vatti do spółki z Noon’em nieźle zamieszali na naszym podwórku. Większość redakcji miała już poukładane topy najlepszych płyt tego roku, a panowie na początku grudnia wydali album, który zaorał wszystkie misternie przygotowane układanki.

“HV/Noon” to projekt dryfujący gdzieś między hip-hopem a elektroniką. Z tego co widzę, ludzie oceniają go jako stricte hip-hopowy, ale według mnie ze względu na to, w jaki sposób funkcjonuje tu muzyka (co najmniej równorzędny w stosunku do tekstów) bliżej prawdy byłoby mówienie tu o trip-hopie, chociaż nikt już tej nazwy nie używa.

Właśnie, muzyka. Noon zawsze był dla mnie jednym z najlepszych polskich hip-hopowych producentów. Na tyle dobrym, że (całe szczęście) wyrósł z tej roli i zafunkcjonował jako niezależny twórca wydający solowe płyty. Pozwoliło mu to w pełni pokazać jak utalentowanym jest muzykiem. Trochę narzuca mi się tu analogia z Clams Casino, który wydając “Instrumentals”, płytę zawierającą pozbawione rapu podkłady, nagle zaczął być postrzegany jako jeden z najciekawszych twórców sceny elektroniczo-hip-hopowej. Hatti Vatti, to z kolei jedna z bardziej interesujących postaci naszej elektroniki z bardzo ciekawym, specyficznym, miękkim i przestrzennym klimatem utworów. Połączenie tych dwóch wrażliwości dało naprawdę ciekawe efekty, do których przyczynili się dodatkowo goście biorący udział w nagraniu płyty. Na albumie przeplatają się kawałki instrumentalne i te z wokalami, klimat jest dość ciemny, przydymiony, nieśpieszny, zawieszony gdzieś w przestrzeni. To trochę tak jakby HV i Noon przez kilka miesięcy przed nagraniem płyty słuchali głównie Murcofa, Steva Namlooka, oglądali czarno-białe zdjęcia z ostatnich 20 lat swojego życia, a potem weszli do studia i z pomocą Eldo, Hadesa, Jotuze, O.S.T.R., Małpy i Misi Furtak nagrali to, co nagrali.

Co od razu słychać po przesłuchaniu tej płyty, to że nagrali ją ludzie dojrzali. Dojrzali muzycznie i dojrzali tekstowo. Tu nie ma młodzieńczej zajawki, planów zdobywania świata, infantylności i wielu innych charakterystycznych dla wielu hip-hopowych płyt młodych wilków cech. Słychać, ile czasu minęło od nagrania “Świateł miasta”, gdzie nieco drażniło mnie egzystencjalne zacięcie chłopaków. Teraz nie ma na to miejsca, bo opowiadają starsi faceci (i jedna nieco młodsza dama), którzy wiedzą, o czym mówią, mają już inną, znacznie bardziej wyrobioną perspektywę. W tę męską opowieść niepostrzeżenie wślizguje się na chwilę Misia Furtak, która ślicznie żali się na huczenie i zawartość swojej głowy.

Świetnie się tego słucha. Ta muzyka wciąga, ma wiele płaszczyzn i odsłania powoli różne przestrzenie. Odsłania w sposób bardzo ciekawy i przemyślany. To są rzeczy, które nieczęsto można powiedzieć o polskim hip-hopie, szczególnie w warstwie muzycznej.  Ale jak już zaznaczyłem wcześniej, nie jest to dla mnie płyta czystko hip-hopowa, zbyt duża jest tu dla mnie rola samej muzyki. A jeżeli nawet uprzeć się – jak chce wielu – że tak jest, to z pewnością jeden z najlepszych polskich hip-hopowych albumów jakie słyszałem.

Ocena: 8,5/10

Hatti Vatti & Noon
“HN/Noon”
Nowe Nagrania
2014

HV/NOON – “HEIMAT” (JOTUZE)

Cały album:

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*