Tag Archives: electronica

Szum i Adam Zagajewski

pomost
Żyjemy w czasach, w których należy się wypowiedzieć nawet jeśli nie ma się nic ciekawego ani mądrego do powiedzenia. Należy nadawać by być słyszanym, tworzyć szum, nagabywać, zwracać uwagę i produkować wiele różnych bytów, kierujących uwagę otoczenia na nasze mało znaczące poczynania. Mniej więcej tak, jak robi to w swojej twórczości Adam Zagajewski. Wspaniałomyślnie nie powielam błędu pana Adama (i wielu innych) i nie wrzucam postów, kiedy nie ma ku temu powodu. To w ramach wytłumaczenia dla kilku niecierpliwych dusz pytających mnie, dlaczego nic tu się nie dzieje. Za te zapytania jednak bardzo dziękuję, bo gdyby nie one to pewnie strona umarłaby niczym pewna roślinka na moim parapecie.

Nie jestem jednak lepszy niż pan Adam popełniając ten wpis i mnożąc niepotrzebne zdania, kiedy tak naprawdę chodzi tylko o 3 poniższe kawałki warte, moim zdaniem, uwagi.

Synkro – Changes
Continue reading Szum i Adam Zagajewski

Koniec weekendu i planespotting

fot. flytime.ca
fot. flytime.ca

Pewnie większość z Was, podobnie jak ja, już kończy weekend i nastawia się psychicznie na jutrzejszy, poranny powrót do codzienności. Za oknami już ciemno, chociaż całkiem ciepło jak na tę porę roku.

W stolicy wieje dziś mocno, a że akurat przejeżdżałem obok lotniska, zatrzymałem się na chwilę przy płocie na Wirażowej pooglądać z planespottersami, jak żelazne ptaki tańczą na wietrze starając się trafić w tym turbulencyjnym zamieszaniu w pas startowy. Nic dużego akurat nie lądowało, ale trafiłem na Bombardiera CRJ 900 SAS’u które bardzo lubię, bo wyglądają jak zawadiackie latające cygara. Lotnictwo ma jednak swój klimat.

Tak się zastanawiałem, co by tu wrzucić na niedzielny wieczór, żeby było dość żwawe, ale jednak wystarczająco leniwe jak na niedzielę –  padło na 2 poniższe kawałki.
PS. Roisin Murphy jest boska.

DJ Disse – Walk on the Wildside

Rosisin Murphy – House of Glass

Pańska skórka, Indianie i Dziady

Zrzut ekranu 2015-11-01 o 21.18.07
Z dzieciństwa 1 listopada kojarzy mi się ze zgrabiałymi rękoma na Cmentarzu Bródnowskim i “pańską skórką”, czyli czymś, co ma tak obrzydliwą nazwę, że ani razu w życiu nie przyszło mi nawet do głowy tego spróbować. Skórka zawsze kojarzyła mi się z zawijaną w papier skórką przy paznokciach z palców jakiegoś pana. Sami rozumiecie. Pańska skórka pozostała, dołączyły do niej nawet gofry, kabab i żelki na kilogramy.  Za to już kolejny rok jest ciepło i słonecznie więc pozostaje mi przyznać, że jestem zdecydowanym fanem globalnego ocieplenia. Będę w to ocieplenie nawet inwestował. Najchętniej zainwestowałbym w nie poprzez zakup nowego Mustanga V8 – fajna fura i wcale nie taka droga. Ten bulgot wart jest więcej. Czerwony dałby radę.

Od jakiegoś czasu 1 listopada po ulicach biegają dzieci i obchodzą święto, którego w Polsce nie ma i nigdy nie było. Dzieci w ten sposób obchodzą święto Helołin, które, jak sama nazwa wskazuje, jest świętem polegającym na witaniu zwycięstw. Amerykanie bardzo lubią zwycięstwa i już XVIII wieku po zwycięstwie nad czerwonoskórymi tubylcami, a dokładniej po ich zbiorowym wymordowaniu, ustanowili święto powitania tegoż zwycięstwa i wszystkich następnych. Jako że było ono krwawe i czerwonoskórzy słabo na tym wszystkim wyszli, w imię poprawności politycznej, Amerykanie świętują w konwencji horroru dla zaznaczenia, że witają to zwycięstwo mając świadomość, iż było ono nieco gorzkie dla pokonanych. Wszystkie inne opisy pochodzenia tego święta są oczywiście nieprawdziwe.

Do dzieci obchodzących święto powitania zwycięstwa nic nie mam – w końcu są to tylko dzieci, które lubią się bawić, wygłupiać i znajdować pretekst do wyciągania od innych słodyczy. Mam natomiast pretensję do nas (dorosłych) o to, że żyjąc w tym konkretnym miejscu na Ziemi pozwalają, aby nasza lokalna tradycja była wypierana przez coś, co przychodzi z zewnątrz. Niech ono (to z zewnątrz)  sobie przychodzi w naszym codziennym życiu – w końcu taka jest natura rzeczy – ale w te kilka dni w roku, które czynią naszą kulturę różną od okolicznych, niech to coś jednak spada na drzewo. Continue reading Pańska skórka, Indianie i Dziady

Xtal

fot rollingstone.com
fot. rollingstone.com

Bez wątpienia Richard David James, szerzej znany jako Aphex Twin, jest wizjonerem. Muzycznym wizjonerem przynajmniej, bo nie wiem, czy miał twórcze wizje dotyczące na ten przykład sadownictwa albo mechatroniki. Wizjonerzy mają to do siebie, że raz im wyjdzie coś genialnego, albo przynajmniej świetnego,  a innym razem usmażą takiego kotleta, że nawet w barze przy trasie pod Grajewem by nie przeszedł. Czasami są też po prostu niezrozumiali.

“Xtal” nie jest wcale kawałkiem genialnym, ale ma tę ważną cechę, którą posiadają dzieci twórców istotnych. Słychać w nim specyficzny i odrębny język autora. Tchnie z tych, skądinąd prostych, dźwięków muzyczny alfabet Aphex Twina jak 150.  Trzeba też pamiętać, że to 1992 rok i porządna elektronika dopiero wdrapuje się na należne jej miejsce, które zrobiło swoim tłustym cielskiem “Selected Ambient Works 85-92”

Poniżej 18-minutowe zestawienie różnych remixów jednego z najbardziej rozpoznawalnych utworów z  jednej z najważniejszych płyt lat ’90.

Dźwięki na niedzielę

pudelekWczoraj byłem na weselu, na którym obtańcowałem gwiazdę TVN’u (a może ona mnie, w sumie trudno wyczuć). Nie była to Justyna Pochanke. Nie chcę nic mówić, ale byliśmy najlepsi na densflorze.  Gwiazda nie dość, że dobrze tańczyła, to jeszcze nie gwiazdożyła. Więcej nie napiszę, bo, być może, gwiazda przeczyta ten wpis ;-)  Dolce vita, drodzy Państwo! Tak to jest, jak posiada się megapopularny blog muzyczny. Człowiek już tylko o krok od Pudelka i czerwonych dywanów.

Tymczasem:

Nuage – Spring Ghosts
Continue reading Dźwięki na niedzielę

Polonez

KaczmarekBardzo dawno temu, w czasach kiedy nie mogłem nawet marzyć o tym, żeby kupić samemu w sklepie piwo, otarłem się o teatr. I nie był to nawet teatr szkolny czy podwórkowy, ale prawdziwy teatr pełną gębą. Taki dla dorosłych. Prawdziwi aktorzy grali tam poważne rzeczy, a ja jako dziecko grałem tam…dziecko.

Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo to doświadczenie wpłynie na moją wyobraźnię i mimo że pochodzę z dość “artystycznego” domu, było to dla mnie doświadczenie bardzo dojmujące i intensywne. Do dziś, kiedy zdarzy mi się pójść na jakiś spektakl, bywa, że wyczuję nosem specyficzny zapach impregnatu, którym zabezpiecza się deski sceny i przeżywam wtedy flashback, który wygląda mniej-więcej tak:

Niezwykle ważną częścią sztuki, w której grałem była muzyka, a była to muzyka wybitna. Jej autorem był Janusz A.P. Kaczmarek, który w czasie swojej współpracy z Teatrem Ósmego dnia stworzył bardzo ciekawy projekt pod nazwą “Orkiestra Ósmego Dnia”. W spektaklu wykorzystana została niezwykła, choć niełatwa, muzyka z płyty “Czekając na kometę Haleya”. Na tym albumie Kaczmarek wykorzystał unikalny instrument, jakim jest fidola Fishera – to swego rodzaju cytra, na której gra się palcami, smyczkiem i za pomocą specjalnej klawiatury. Kaczmarek na bazie fidoli stworzył swój autorski instrument – niewkacz – mający więcej strun i większą skalę niż pierwowzór. Continue reading Polonez

Jedwabny szlak i geopolityka

caravanpolo
fot. huffingtonpost.com

Już od III w p.n.e. Jedwabny szlak łączył Państwo Środka ze Starym Światem, wiążąc dwie potężne cywilizacje. Przez stulecia, wędrowano wieloma drogami niosąc ze sobą towary i idee. Trwało to do czasu, aż pod koniec XVII w. odkryto morską drogę z Europy do Chin, która przejęła ciężar dialogu między kulturami.

Mamy teraz ciekawą sposobność obserwowania procesu odradzania się Jedwabnego Szlaku. Pomimo istnienia gigantycznych okrętów i samolotów Chiny odkurzają stare połączenia z Europą, aby dostarczać do Europy tysiące ton towarów produkowanych przez chińską gospodarkę. Chińczycy oczywiście mogą dostarczać te towary drogą morską, jak ma to miejsce teraz, ale nie chcą tego robić w wymiarze takim jak dotychczas z jednego ważnego powodu. Continue reading Jedwabny szlak i geopolityka

Zawiść zazdrosnych aniołów

Fot. Ninja Tune
Fot. Ninja Tune

Jakieś dwa miesiące temu trafiłem na kawałek, który znajdziecie poniżej. Piękny wokal, spokojna i klasyczna aranżacja rodem z lat ’70. Klasa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że to utwór z nowego albumu Annabel (lee), projektu wydanego przez Ninja Tune. Trochę mnie to zbiło z tropu, bo spodziewałem się, że to nagranie jakiejś nieznanej czarnej diwy, która wychowywała słuchając w pieluchach Bilie Holiday. Annabell jednak, oprócz czarnych dam słuchała z pewnością też w życiu wielu innych gatunków, co można usłyszeć na reszcie płyty, która w wielu miejscach nie jest łatwa i kryje w sobie nieco niepokoju, ale ma też też wiele tajemnic wartych odkrycia. Continue reading Zawiść zazdrosnych aniołów