Rowery i ćmy

rower
Dawno, dawno temu, kiedy byłem urodziwy i młody, miałem wraz z kolegami sporą zajawkę na rowery górskie. Dużo się na nich jeździło, a jeszcze więcej rozmawiało i dywagowało z kumplami o możliwych perspektywach ulepszeń naszych maszyn. Rower górski to nie było takie zwykłe hop-siup jak dzisiaj. Mieliśmy mniejsze fundusze, a co za tym idzie mniejsze ambicje i szczytem marzeń była korba Deore XT, amortyzator Rock Shoxa i hamulce Magury, a nie willa pod Warszawą z Range Roverem na podjeździe.  Rower górski zastąpił nam po trosze deskorolkę, którą katowaliśmy latami wcześniej  i było to w sumie bardzo dobre zajęcie  – nie dość że przyjemnie spędzaliśmy czas, to jeszcze otaczała nas aura ulicznego prestiżu.

My się intensywnie jaraliśmy rowerami, aż tu nagle, znienacka w radiu pojawił się TEN kawałek, który artykułował wszystkie nasze młodzieńcze potrzeby i żądze, czyli rowery górskie i fajne dziewczyny. Autorem tego kawałka był Yaro a utwór brzmiał tak (zresztą, na pewno go znacie):

Piosenka była naprawdę klawa i pozytywna, ale potem – o zgrozo – stała się bardzo popularna i my, jako przedstawiciele kultury alternatywnej, nie mogąc znieść tego faktu nieco się od niej zdystansowaliśmy, bo, niczym dzisiejszy hipsterzy, mogliśmy interesować się tylko rzeczami niszowymi i wykwintnymi.

Nie zmienia to jednak faktu, że po usłyszeniu “Rowerów dwóch” przepowiedziałem bujną karierę Reni Jusis, zwierzając się mojej ówczesnej dziewczynie, że “ta laska z chórków jest zajebista i czeka ją jeszcze niezła kariera”. Sami widzicie, że na muzyce to ja się jednak znam. Kiedyś  odkryłem również aktorski talent Borysa Szyca, ale to zupełnie inna historia.

Szczęśliwy los chciał, że po wielu latach spotkałem się z autorem tego całego zamieszania, czyli Jarkiem “Yaro” Płocicą, który teraz na obrzeżach stolicy w swoim studio nagrywa różne ciekawe projekty.  Spotkaliśmy się jedynie kilka razy na imprezach, ale mogę Was zapewnić, że ten świetny gość z przefajną żoną ma naprawdę dobry gust muzyczny. Niech funkowy rytm rowerów nikogo nie zmyli (co bynajmniej nie oznacza, że funkowy rytm jest zły – wręcz przeciwnie), Jarek ma duszę w latach ’80 i zna dark/cold wave i post-punk na wylot, a o Dead Can Dance wie zapewne więcej niż ja o sobie.

Jak się z czasem okazało, Jarek lubi też szeroko pojęty acid-jazz, co znalazło swoje odbicie w projekcie “Ćmy”, którego jako Milton Waukee był ważną częścią. Naprawdę fajne rzeczy nagrali, trochę w klimacie Skalpela czy Quantifier’a. Zresztą sami sprawdźcie:

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*