Czarnoskórzy raperzy i generalnie czarna społeczność ma dziwną przypadłość nazywania zjawisk im drogich wulgarnymi epitetami. Murzyni na ten przykład bardzo często nazywają kobiety “sukami”, mówią tak nawet o swoich partnerkach, co tym drugim zdaje się nie przeszkadzać, bo same zawracają się do siebie per “biczys”. Następnie rzeczone niewiasty bardzo często występują w teledyskach czarnoskórych raperów, gdzie trzęsą gołymi tyłkami jak samice pawianów, a potem protestują przeciwko uprzedmiotawianiu wizerunku kobiet w mediach. Murzyni dość powszechnie nazywają się też “czarnuchami” (nigger), natomiast jeżeli to samo zrobi osoba o innym kolorze skóry, a nie daj Boże biały, kosa pod żebro to najniższy środek do reedukacji nierozważnego osobnika.
Istnieje jeszcze jeden wymiar tego ciekawego zjawiska, które, swoją drogą, musi mieć ciekawe podłoże psychologiczo-socjologiczne. Otóż czarnoskóry raper jak zrobi coś wartościowego, z czego jest naprawdę dumny i czym chce się pochwalić, to nazywa to prawdziwym gównem (it’s a real shit, man!). Jak nagra fajny kawałek, to on jest real shit, jak jakiś koszykarz zrobi mega wsad i potem wrzuci go na jutuba, to też jest real shit, jak kupi sobie nową furę to ona też będzie real shit itd.
A teraz wyobraźcie sobie, że zrobiliście z wielkim zaangażowaniem przepyszne tiramisu na 20 rocznicę ślubu rodziców, wchodzicie do pełnego rodziny pokoju i z dumą mówicie: “zobaczcie zrobiliśmy dla Was prawdziwe gówno!”. To nie jet normalne.
Więcej real shit poniżej: