Czasem przychodzą takie chwile, kiedy rytm miejskiego życia dyktowany godzinami pracy, zmianami świateł na przejściach dla pieszych i szumem windy w bloku staje się coraz bardziej trudny do zniesienia. Jakoś bardziej smuci to, że dziewczyna którą od miesięcy mijasz codziennie idąc do biura, nawet raz nie odwzajemni zwykłego, życzliwego uśmiechu, serwując w odpowiedzi do bólu pusty i obojętny wyraz twarzy.
To takie dni, kiedy spotykasz na klatce sąsiada, który wcześniej wyciskał 160 kg na klatę, zawsze był miłym gościem sukcesu, szpanującym dobrą furą i znajomościami “na mieście”, a teraz ledwo wyciska 90 i zapija ćwiartką czystej swoją upadłą firmę i nieudany wypad do pracy w Niemczech.
Cóż, takie dni się po prostu zdarzają. I kiedy natężenie tego wszystkiego przekracza masę krytyczną, włączam sobie “Barakę”. Film mający w sobie prawdziwe wspaniałą właściwość – wyrwanie z kolein codzienności na tysiące kilometrów ponad powierzchnię Ziemi.
Jeśli ktoś nie próbował – polecam.
Hariprasad Chaurasia – Sounds of Silence