Wczoraj byłem na urodzinach A. na Powiślu. Całkiem sympatycznie było, tylko w salonie, w centralnym miejscu, wisiała duża reprodukcja obrazu Jacksona Polloka. Ja nie wiem jak można odpoczywać z Pollokiem na ścianie. W sypialni natomiast (była tam prowizoryczna szatnia, żeby nie było) narzeczony A. trzyma na stoliku w sterylnej gablocie kolekcję drogich zegarków automatycznych. Problem w tym, że te sikory ciągle się kręcą jak ampułki z krwią w ambulatorium, co by nie stanęły. Ja bym z taką wirującą gablotą w życiu nie zasnął. Podobno ludzie mieszkający blisko elektrowni dużo częściej zapadają na choroby psychiczne. To teraz wyobraźcie sobie, że codziennie, przez całą noc kręcą wam się zegarki metr od łóżka. To z pewnością jest bardzo niebezpieczne.
Poznałem tam jeszcze mało popularną aktorkę, która właśnie dostała główną rolę w serialu z innymi, bardzo popularnymi już aktorkami. Przestrzegłem ją przed zgubnymi meandrami sławy, ścianek, czerwonych dywanów i Pudelka. Potem rozmawialiśmy o życiu, przeszłości i szamanizmie syberyjskim. Ciekawa postać.
A teraz wracam oglądać “Goonies”.
Charles Schillings “Sunday Drive”