Tak to już w życiu jest, że żeby być w miarę zdrowym, oszałamiająco powabnym i zawsze młodym należy się od czasu do czasu ruszyć z kanapy. Jak wiadomo, różnie z tym bywa, dlatego leniwy gatunek ludzki stara się z tej kanapy zwlec różnymi wymyślnymi sposobami, a jak już się zwlecze i pójdzie na trening to różnie z tym bywa, bo a to energii nie ma, a to motywacja nie ta itd., itp.
Dlatego w trosce o zdrowie czytelników/słuchaczy tej strony, cała redakcja Nirguny (czyli ja i mój leń) zebrała się i stworzyła playlistę treningową. Tak naprawdę to stworzyliśmy nawet 2 – gitarową i z bitem na 4/4, ale dziś odsłona tej pierwszej. Nie jest to oczywiście zwykła playlista, tylko nie biorący jeńców zestaw kawałków, który łapie niczego się niespodziewającego amatora sportu za twarz, targa nim ile się da, jak Reksio szynkę i pali trudne do policzenia ilości kilokalorii, zostawiając za każdym razem o 1 kg lżejszym. Mówię Wam kochani, że ta playlista jest, jak ostra tabata po godzinie ciężkiego corss-fitu, jak 20 basenów po maratonie, jak 300 pompek po 12 rundowym sparingu.
Zatem zachęcam do ruszenia tyłków i wyjścia na zewnątrz. Lista jest spotifajowa, więc można ją bezkarnie zgrać na iPoda, albo telefon (o ile płacicie za konto premium) i zabrać ze sobą. Nie ma już wymówek. Wiosna będzie Wasza!