Tag Archives: hip-hop

Święto pracy

fot. billbordowy.blox.pl
fot. billbordowy.blox.pl

To bardzo ciekawe, że w kraju gdzie zabronione jest używanie symboli zarówno nazistowskich jak i komunistycznych, tak ochoczo celebrowane jest wciąż  stricte komunistyczne święto 1 maja. Jeszcze ciekawsze jest to, że w święto – jakby nie było – pracy – wszyscy nic nie robią, leżą, a w przerwach piją i jedzą. Logiczniej było by z tej okazji porządnie popracować, poharować nawet, albo chociażby wspólnie, wolontaryjnie odnawiać jakieś place zabaw dla dzieci albo co? Ale szukanie logiki w zachowaniach społecznych to mało konstruktywne zajęcie.

PS. Na razie brak wieści od potencjalnego nadczłowieka.

Hip-hopowy piąteczek

Jako że nie mam weny do pisania, to na razie ograniczę się do wrzucania muzy, co w gruncie rzeczy nie powinno być  dużym fo pa, bo to w końcu jednak strona z muzyką, a nie blog nawiedzonego literata-grafomana czekającego na nagrodę Goncourtów.

Dziś wychodzi na to, że mamy piątek hip-hopowy, zatem:

Continue reading Hip-hopowy piąteczek

Ku chwale serotoniny – poradnik praktyczny cz.2

fot. flickr.com
fot. flickr.com

(Redakcja uprzedza: post będzie się ładował pewnie pół godziny, bo skrypt dużo kawałków musi przerobić. Za utrudnienia przepraszamy.)

Zgodnie z obietnicą dziś druga część antidotum na negatywne nastroje (cz.1). Tym razem będzie żywiej i energiczniej, bo, jak rozumiem, praca domowa została odrobiona i skołatane nerwy ukoiliście wczorajszymi dźwiękowymi medykamentami.
Moje dzisiejsze myki na poprawę humoru wyglądają tak: Continue reading Ku chwale serotoniny – poradnik praktyczny cz.2

Pieprzyć system, czyli wpis kontestacyjny

Fot. sickchirpse.com
Fot. sickchirpse.com

Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie napisać komentarza odnośnie sprawy K. Durczoka, ale na szczęście szybko mi ta myśl przeszła. Pozostaje jednak we mnie od pewnego czasu pewien niesmak, takie ogólne zmęczenia naszym polskim ufajdanym światem medialnym, od którego całkiem nie da się uciec, chyba że ktoś zaszyje się gdzieś w Beskidzie Niskim w chacie bez prądu. Sprawa Durczoka to jedynie kolejna cegiełka wielkiego muru, z którego zbudowany nasz polski obraz świata kreowany przez media. Jako że mam go – pewnie jak  wielu – dość, zauważam u siebie rosnące nastawienie antysystemowe. Z wiekiem podobno coraz bardziej akceptujemy ogólny porządek i zasady rządzące naszym otoczeniem, a u mnie jakoś ostatnio inaczej w tym temacie.

Z tej oto okazji postanowiłem poszukać nieco w moich MP3’kach ciekawych kawałków zawierających motyw wywrotowo-kontestacyjno-rewolucyjny . Oto efekt kwerendy:

Beastie Boys – Sabotage
Continue reading Pieprzyć system, czyli wpis kontestacyjny

“Protect yourself at all times”

Fot. hdwallpaperscool.com
Fot. hdwallpaperscool.com

Wracanie z Suwalszczyzny do miasta (nawet tego, które się kocha) nigdy nie jest łatwym zajęciem. Tam drzewa  – tu beton, tam mróz  i śnieg- tu plucha, tam cisza – tu hałas, tam puszcza – tu parki… Nieważne. Ważne, że udało mi się wykąpać w przeręblu. Jestem hardkorem.

Jest badminton, ping-pong, koszykówka, golf, snooker, bieganie, strzelectwo i krokiet. Jest też piłka nożna, w której grupa mężczyzn przez 90 minut udaje, że zostali sfaulowani na polu karnym i rugby, gdzie inna grupa (tym razem prawdziwych facetów) przez 80 minut udaje, że nic im się nie stało. Generalnie jest wiele sportów. Jedne poważam mniej, inne bardziej, jedne są nie do oglądania, inne oglądam z chęcią, mimo że nie mam ochoty ich uprawiać. Sport jest też niezwykłym narzędziem do przekraczania naszych ograniczeń, szkołą charakteru, pokory, przegrywania i wygrywania. Jakby nie było, to ważna część życia dla sporej grupy mieszkańców planety Ziemia. Continue reading “Protect yourself at all times”

Miasto moje a w nim…

Moja stolica

Kilka lat temu postanowiłem zarobić fortunę przez zakup wartościowej domeny i jej późniejszą odsprzedaż z wielomilionowym przebiciem. Niestety adres “www.sex.com” był już zajęty i plan spalił na panewce, ale do dziś uważam, że był to bardziej racjonalny pomysł na zbudowanie kapitału emerytalnego niż comiesięczne przesyłanie składek do ZUS. Milionerem może się nie stałem, ale domenę kupiłem. Na tyle atrakcyjną, że mogłem nawet myśleć o jej późniejszej odsprzedaży z jakimś zyskiem, ponieważ drogą kupna nabyłem całkiem zacny adres “www.mojastolica.com”. Chwilę upajałem się perspektywicznym nabytkiem, a domena sobie leżała gdzieś na serwerze, jednak po jakimś czasie zrobiło mi się jej żal – musicie bowiem wiedzieć, że jestem bardzo uczuciowym człowiekiem. Postanowiłem wtedy, że spróbuję coś skrobnąć o mojej Warszawie, z którą jestem coraz bardziej związany.
Skorzystałem zatem z dobrodziejstwa WordPressa i postawiłem prostą witrynę. Zapału starczyło mi na chyba 14 wpisów, a przez ostatnie 2 lata strona leżała odłogiem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wszedłem na nią kilka dni temu i okazało się, że ciągle ktoś tam zagląda mimo, że ja tego nie robię od tak dawna. Postanowiłem pociągnąć ten temat i spróbować jeszcze raz, zatem:

jeśli interesuje Was, co ciekawego widzę w naszej pięknej stolicy, zapraszam Was na www.mojastolica.com.
Założyłem też profil na Fejsbuku i Instagramaie. Pewnie nie będę tam się produkował przesadnie często, ale na pewno częściej niż dotychczas.

Z tej, jakże uroczystej, okazji wrzucam kilka fajnych kawałków z Warszawą w tle – takich nieco mniej znanych niż nieśmiertelny “Sen o Warszawie”, czy “Warszawa” T.Love. Patriotyzm lokalny wykazują szczególnie raperzy więc hip-hopu tu najwięcej, ale jest też coś w innym klimacie.
Czytelnicy Mojejstolicy będą je poznawać stopniowo, a na Nirgunie macie okazję usłyszeć je w jednym miejscu już teraz. Taki ekskluziff specjalnie dla Was.

Płyny – Warszawska plaża
Continue reading Miasto moje a w nim…

Pałacowe wieści

Z racji tego, czym zajmowałem się w zeszłym roku w pracy nasz Prezydent zaprosił mnie na raut z okazji zakończenia akcji “25 lat wolności”. Myślę, że o – na przykład – wolności gospodarczej wiele by nam opowiedział taki Roman Kluska. W Pałacu Prezydenckim nigdy nie byłem więc z chęcią z zaproszenia skorzystałem. Niestety muszę powiedzieć, że siedziba głowy państwa nie robi wielkiego wrażenia. Jest odrestaurowana w sposób podobny nieco do tego, jak został odnowiony warszawski Zamek Królewski, czyli dość tanio. W Pałacu nie jest aż tak źle jak w Zamku, ale nie ma tam niczego szczególnego. W zeszłym roku byłem w węgierskim parlamencie i zwyczajnie opadła mi szczęka, kiedy zobaczyłem to, co zobaczyłem. Będąc tam, człowiek wie, że jest w stolicy kraju, który był kiedyś mocarstwem i inaczej patrzy na małe Węgry. Nasz parlament i Pałac Prezydencki wypadają w tym porównaniu dość blado.

Jest jednak jedno miejsce w Pałacu, które zrekompensowało mi dzisiejszy niedosyt i rozczarowanie. Jest to prowadząca do kaplicy sala, w której zgromadzone jest 10 obrazów J. Nowosielskiego, który, jak wszyscy wiemy, najwybitniejszym polskim powojennym malarzem był. Kropka. Pomieszczenie jest wyciemnione, bardo dobrze, subtelnie, punktowo oświetlone są płótna, a całość prowadzi do jaśniejszej kaplicy. Bronisław “Bul” Komorowski, łagodnie mówiąc, nigdy nie był moim politycznym faworytem, ale za stworzenie tej małej galerii w takim miejscu ma u mnie dużego plusa. W takim układzie cały Pałac może być dla mnie zakurzony i zupełnie niereprezentacyjny, byleby ta sala została w stanie w jakim jest. Taka wizytówka nam wystarczy.

Pałac
Fot. biesydwa.pl

Oprawę muzyczną zapewniał imprezie niejaki raper Mezzo. Jest on przez “prawdziwych” polskich raperów nazywany przedstawicielem nurtu hipho-polo. Oznacza to, że sprzedał się komercji, zarabia kupę  kasy, grają go w Radiu Zet i nie jest w ogóle hardkorowy, co jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać polskiego rapera. Raper, który nie jest w jakiś sposób hardkorowy, zajmuje w hierarchii społecznej miejsce bliskie strażnikowi miejskiemu, a chyba nie muszę pisać co to oznacza. Mezzo nie słucham, bo to nie jest muzyka dla mnie i nawet chciałem coś zgryźliwie napisać o tym, że akurat takiego muzyka Kancelaria Prezydenta wybrała sobie na taką uroczystość, ale postanowiłem dać mu szansę. Na scenę wyszedł z jakimś drugim melodeklamatorem, prawdziwym zespołem, trzema miłymi dziewczynami, zaczęli grać i jak dla mnie się obronili. Musze powiedzieć, że nie wiem ile w polskim rapie jest składów, w których podkłady gra kapela na żywych instrumentach (z DJ’em naturalnie), gdzie na dodatek muzycy potrafią grać na tym co mają w ręce. Z trzech wokalistek jedna miała głos lepszy od drugiej – wszystko czysto, muzykalnie, w tempo i z ładną barwą. Panowie rapujący, jak to raperzy, rapowali, co mieli do zarapowania. Po prostu solidna robota od początku do końca. To nie jest nie wiadomo jaka muzyka – po prostu popowy rap z pozytywnym przekazem, ale nie widzę powodów, żeby getto przyspawanych do ławki twardzieli gadających ciągle o furach, dupach, bluntach i braku perspektyw miało powody do stawiania się wyżej.

Cóż, mimo wszystko nie puszczę tu kawałka Mezzo, no bo bez przesady, ale znajdzie się miejsce dla jakichś prawdziwych hardkorowców z warszawskiej ławki ;-)

Molesta – Wiedziałem że tak będzie

Podróże sentymentalne

Zimny_łokiecSamochód to dla mnie dość szczególne miejsce, jeśli chodzi o słuchanie muzyki. Często słucham w nim rzeczy, którymi nie raczę się gdzieś indziej. Są ku temu powody natury dwojakiej.

Pierwszy powód, to ograniczenia techniczne. Chcąc nie chcąc, mój automobil to już prawie youngtimer i zamiast wypasionego odtwarzacza CD ze zmieniarką, wejściem na USB i iPoda, środkową konsolę dumnie ozdabia fabryczny kaseciak “Gamma” znany wielu kierowcom samochodów koncernu z Wolfsburga. Dzięki temu w moim – godnym Janusza spod Grajewa – Passacie  słucham często kaset, które ostały mi się z zamierzchłych czasów. Mam samochodowe “kasety dyżurne” – należą do nich m.in.: koncertowy Tilt,  pierwsza płyta Wilków, “Korowód” Anawy i kilka składanek zrobionych niegdyś własnym sumptem. Wysłużony odtwarzacz kaset nie jest jednak jakimś niemożliwym do obejścia murem. Dzięki zakupionej w Saturnie za 15,99 zł przejściówce sygnał z iPoda Classic przenosi się na audiofilskie car audio i umożliwia godny podziwu mariaż technologii cyfrowej z analogową. Przejściówka jest niestety dość chimeryczna. Raz dźwięk jest naprawdę świetny, innym razem zniekształcenia są tak duże, że wolę już słuchać silnika, ale nie jestem w stanie dojść, czy to wina temperatury, wilgotności, czy faz księżyca.

Drugi powód ma przyczyny bardziej subtelne. Sama podróż, nawet najkrótsza, jest dla mnie doświadczeniem na tyle przyjemnym i “otwierającym”, że z chęcią przyjmuję do siebie bodźce, na które zazwyczaj jestem nieco zamknięty. Dlatego chętnie podczas jazdy poszerzam swoją wiedzę z frontu walki o świadomość Polaków, słuchając na zmianę Tok FM i Radia Maryja albo uwrażliwiam się słuchając radiowej “Dwójki”. Ale żeby nie było, że taki wielki ze mnie intelektualista, to w samochodzie słucham też rzeczy znacznie mniej wysublimowanych.

Jedną z moich ulubionych samochodowych playlist jest ta z hip-hopem, którego słucham właśnie głównie w aucie. Zawsze robi się z tego podróż sentymentalna, bo czasy i ja się już bardzo zmieniliśmy, ale jakoś młodziej się człowiek czuje przy tych kawałkach o wszystkim i niczym, które na krótką chwilę ewakuują w wiek niewinności. Na dobrą sprawę nigdy  bardzo dużo hip-hopu nie słuchałem, ale jest trochę utworów, które naprawdę lubię za pewną swobodę i “flow”, mimo że są często o historiach z nie mojego życia. Poniżej kilka polskich kawałków dobrze konweniujących z zimnym łokciem.

Paktofonika “Jestem Bogiem” (DJ Haem rmx)

WzgórzeYP3 “Zabić ten hałas”

Grammatik “Nie ma skróconych dróg”

Ash “Trzeba Wiedzieć”

Smarki Smark “Kawałek o życiu”

 

Zaorane układanki – recenzja “HV/Noon”

HV_Noon

Na koniec roku Hatti Vatti do spółki z Noon’em nieźle zamieszali na naszym podwórku. Większość redakcji miała już poukładane topy najlepszych płyt tego roku, a panowie na początku grudnia wydali album, który zaorał wszystkie misternie przygotowane układanki.

“HV/Noon” to projekt dryfujący gdzieś między hip-hopem a elektroniką. Z tego co widzę, ludzie oceniają go jako stricte hip-hopowy, ale według mnie ze względu na to, w jaki sposób funkcjonuje tu muzyka (co najmniej równorzędny w stosunku do tekstów) bliżej prawdy byłoby mówienie tu o trip-hopie, chociaż nikt już tej nazwy nie używa.

Właśnie, muzyka. Noon zawsze był dla mnie jednym z najlepszych polskich hip-hopowych producentów. Na tyle dobrym, że (całe szczęście) wyrósł z tej roli i zafunkcjonował jako niezależny twórca wydający solowe płyty. Pozwoliło mu to w pełni pokazać jak utalentowanym jest muzykiem. Trochę narzuca mi się tu analogia z Clams Casino, który wydając “Instrumentals”, płytę zawierającą pozbawione rapu podkłady, nagle zaczął być postrzegany jako jeden z najciekawszych twórców sceny elektroniczo-hip-hopowej. Hatti Vatti, to z kolei jedna z bardziej interesujących postaci naszej elektroniki z bardzo ciekawym, specyficznym, miękkim i przestrzennym klimatem utworów. Połączenie tych dwóch wrażliwości dało naprawdę ciekawe efekty, do których przyczynili się dodatkowo goście biorący udział w nagraniu płyty. Na albumie przeplatają się kawałki instrumentalne i te z wokalami, klimat jest dość ciemny, przydymiony, nieśpieszny, zawieszony gdzieś w przestrzeni. To trochę tak jakby HV i Noon przez kilka miesięcy przed nagraniem płyty słuchali głównie Murcofa, Steva Namlooka, oglądali czarno-białe zdjęcia z ostatnich 20 lat swojego życia, a potem weszli do studia i z pomocą Eldo, Hadesa, Jotuze, O.S.T.R., Małpy i Misi Furtak nagrali to, co nagrali.

Co od razu słychać po przesłuchaniu tej płyty, to że nagrali ją ludzie dojrzali. Dojrzali muzycznie i dojrzali tekstowo. Tu nie ma młodzieńczej zajawki, planów zdobywania świata, infantylności i wielu innych charakterystycznych dla wielu hip-hopowych płyt młodych wilków cech. Słychać, ile czasu minęło od nagrania “Świateł miasta”, gdzie nieco drażniło mnie egzystencjalne zacięcie chłopaków. Teraz nie ma na to miejsca, bo opowiadają starsi faceci (i jedna nieco młodsza dama), którzy wiedzą, o czym mówią, mają już inną, znacznie bardziej wyrobioną perspektywę. W tę męską opowieść niepostrzeżenie wślizguje się na chwilę Misia Furtak, która ślicznie żali się na huczenie i zawartość swojej głowy.

Świetnie się tego słucha. Ta muzyka wciąga, ma wiele płaszczyzn i odsłania powoli różne przestrzenie. Odsłania w sposób bardzo ciekawy i przemyślany. To są rzeczy, które nieczęsto można powiedzieć o polskim hip-hopie, szczególnie w warstwie muzycznej.  Ale jak już zaznaczyłem wcześniej, nie jest to dla mnie płyta czystko hip-hopowa, zbyt duża jest tu dla mnie rola samej muzyki. A jeżeli nawet uprzeć się – jak chce wielu – że tak jest, to z pewnością jeden z najlepszych polskich hip-hopowych albumów jakie słyszałem.

Ocena: 8,5/10

Hatti Vatti & Noon
“HN/Noon”
Nowe Nagrania
2014

HV/NOON – “HEIMAT” (JOTUZE)

Cały album:

Dobre bo polskie – Jamal na Peronie

Właśnie skończyłem błogie odsłuchiwanie muzyki z K. i A., którzy wpadli niespodziewanie. Biedny K. pluje sobie w brodę, bo kiedyś sprzedał mi świetne kolumny Acustic Energy, które hulają aż miło, a sam się męczy na jakimś plastikowym wykwicie z wtryskarki ze znaczkiem Sony. Takie życie – biznes nie zna litości. Z nieukrywaną satysfakcję utwierdzam się w przekonaniu, że na moim stereo to naprawdę mucha nie siada. Nie jest to żaden chłam, ale high-end też nie, a daje takie podróże, że chyba tylko moim sąsiadom może się to wszystko może nie podobać.

Skoro już przeszedłem na polską stronę mocy, to chyba wypadałoby zacząć jakimś ojczystym akcentem. Może to mało błyskotliwa konstatacja, ale kto powiedział, że jestem błyskotliwy? Zatem dziś będzie polski kawałek, a jutro, jak czasu starczy, może i recenzja jednej z najlepszych polskich płyt tego roku.

Poniżej Jamal i “Peron”.  Jeden z niewielu polskich zespołów, który zdaje się grać bez kompleksów i korzystać z tego, co daje język polski.  Nie mam pojęcia do jakiej, kategorii zaliczyć ten utwór więc, wrzucam do hip-hopu.