Muzyka rezonansu

Przedwczoraj wręczano Wiktory. Ja powinienem otrzymać SuperWiktora  dla największego blogowego opierdalacza w tym kraju. Na razie się nie udało, ale może w przyszłym roku na niego w końcu zasłużę.

Człowiek się starzeje i coraz częściej musi się przekonywać, że sport to nie zawsze jest zdrowie. Niedawno ta prawda wdarła się w sposób bolesny w moje życie i zmuszony zostałem do zrobienia rezonansu magnetycznego. W tym celu udałem się do pewnego przybytku wciśniętego miedzy Pole Mokotowskie a zapyziały stadion Skry. Swoją drogą, mimo że sam stadion i jego otoczenie wyglądają wyjątkowo biednie, tartan i boisko jest tam w dobrym stanie i wesoło trenowali tam oszczepnicy.

Kiedy już nacieszyłem się widokiem, podobnie jak ja, upadłego i kulawego przybytku sportu skierowałem się do pracowni rezonansu mieszczącej się w sąsiednim budynku. Przywitał mnie tam miły i jowialny technik oraz jego równie sympatyczna, chuda jak trzcina asystentka, co chwila popychana przez podmuchy powietrza generowane przez obecną tam muchę (skąd mucha o tej porze roku – nie wiem). Kiedy załatwiliśmy wszystkie formalności wszedłem do jasnego pomieszczenia zdominowanego przez wielki kremowy tubus, który za chwilę miał mnie połknąć na najbliższe 20 minut.

Myślałem, że badanie rezonansem jest takie samo jak tomografia, którą kiedyś już zaliczyłem. Jakże się myliłem. Tomografia jest badaniem bezgłośnym, odbywającym się w błogim spokoju. Rezonans to skomplikowana, dynamiczna maszyneria, kosmiczny kombajn wydający przedziwne dźwięki i ryki, dzięki któremu stałem się mimowolnie uczestnikiem koncertu muzyki industrialnej. Dźwięki te są na tyle głośne, że dostaje się specjalne słuchawki wygłuszające, co by uszy  w trakcie badania nie odpadły. Pewności siebie ma dodać specjalna gruszka, którą można nacisnąć na wypadek “gdyby chciał Pan przerwać badanie”. Od razu wyobraziłem sobie, jak kosztujący 4 miliony, obdarzony nieludzką, cyfrową inteligencją potwór, zyskuje podczas mojego badania samoświadomość niczym HAL 9000 i w odwecie  za wszelkie ludzkie niegodziwości, jakie ludzie uczynili rezonansom, zaczyna torturować mnie niemożliwymi do zniesienia konfiguracjami pola magnetycznego. Wtedy ja rozpaczliwie ściskam jakąś pożal się Boże pompkę, która ma to wszystko przerwać. Technicy próbują otworzyć zablokowane cyfrowym zamkiem drzwi i przez szybę widzą moje nieudane próby ucieczki. Ale ja nigdzie nie ucieknę, bo przecież przed chwilą przypięli mnie do tego ustrojstwa, żebym się nie ruszał… To mógłby być nawet początek horroru medycznego pt. “Morderczy rezonans”.

W pomieszczeniu przywitało mnie rytmiczne umcy-umcy na 4/4 wydawane chyba przez jakąś pompę. Na początku byłem przekonany, że naprawdę leci z głośników jakiś minimal, ale okazało się, że dźwięk przedziera się do uszu poprzez twardą skorupę tubusa. Beat pompy towarzyszył mi cały czas i wyznaczał rytm całemu wydarzeniu. Później rezonans wydawał dziwne odgłosy, których nie powstydziłby się Laibach. Częstotliwości szybko się zmieniały, natężenie i barwa odgłosów również. Coś jakby wrzucić Jeffa Millsa, Autechre i niektóre kawałki Aphex Twina do miksera, pomaglować 10 minut i przygotować z tego koktajl z dodatkiem rtęci. Może nie do końca smaczne, ale jakże frapujące. Nieprawdaż?

Najpierw pompa na dzień dobry

Potem różne dziwne dźwięki wyszły z trzewi tubusa

Potem zrobiło się poważniej i magnesy ruszyły pełną parą

Później była magnetyczna masakra

Na szczęście koniec był spokojniejszy, ale też jakiś taki inny

One thought on “Muzyka rezonansu

  1. Dla prawdziwych milosnikow MRI polecamy ponizsze nagranie. W tym 33 minutowym utworze, szczegolnie porusza nas fragment od 17,03 min do ok 23 min. Szukamy obecnie okazji wysluchania wersji live…jesli wiecie cos o innych okolicznosciach niz koncert sponsorowany przez NFZ..dajcie znac :)

    https://www.youtube.com/watch?v=6Aj2QspPf7s

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*